Nowe TVP
Nowe TVP. Nie jest to mistrzostwo świata, ale różnica treści i stylu gigantyczna
Wyobraźmy sobie, że większość parlamentarna w cztery dni uchwala ustawę o obsadzie władz mediów publicznych, a następnie minister daje funkcję prezesa TVP czynnemu politykowi tejże rządowej większości. Trybunał Konstytucyjny uznaje przepisy tej ustawy za sprzeczne z konstytucją, ale nasza większość się tym wyrokiem nie przejmuje, bo gotowa jest już nowa, jeszcze fajniejsza ustawa, zgodnie z którą trójka przedstawicieli tej większości może sobie w dowolnym momencie i pod byle pretekstem odwołać i powołać prezesa TVP czy Polskiego Radia. I tak ma być do lipca 2028 r.
Wyobraźmy sobie – choć to przecież niepojęte – że trójka ta jest sterowana przez prezesa partii rządzącej, formalnie niemającego żadnych kompetencji w dziedzinie radiofonii i telewizji. I który w każdej chwili może unieważnić odwołanie prezesa TVP albo – gdy ten mu podpadnie – skutecznie zażądać jego dymisji.
Wyobraźmy też sobie, że telewizja publiczna – choć zobowiązana ustawowo do bezstronności – przez osiem lat bez zahamowań uprawia propagandę, wychwalając rząd i zohydzając opozycję. Prostym językiem („opozycja chce, żeby Polacy jedli robaki”, „opozycja chce zabrać pieniądze Polakom”, „lider opozycji w objęciach rosyjskiej bestii”, „lewacki faszyzm niszczy Polskę”) maluje obraz świata w rytm przekazów dnia partii rządzącej.
Tyle że nie musimy sobie tego wyobrażać, bo tak po prostu było. Dziedzictwem PiS w mediach publicznych są bezprawie i propaganda. W normalnych okolicznościach można by to naprawić np. wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego, ale to ewidentnie nie jest nasz przypadek.
Taką sytuację zastał rząd Donalda Tuska, a żeby ją przeciąć, wybrał rozwiązanie szybkie i skuteczne, acz prawnie wątpliwe.