Strażak prawa
Miny Andrzeja Dudy. Wpada we własne sidła, ponosi niemal wyłącznie bolesne i zawstydzające porażki
Andrzej Duda jest dziś z pozoru najbardziej efektywnym narzędziem prawicy. Jako prezydent ma do swojej dyspozycji „antytuskowe” weta. Ma też uprawnienia wynikające z „dwugłowej egzekutywy”, rozszczepienia władzy wykonawczej w konstytucji z 1997 r., które Jan Rokita podsumował kiedyś słowami: „prezydent w Polsce nie ma instrumentów wystarczających do tego, by rządzić; ma jednak instrumenty pozwalające, by w rządzeniu przeszkadzać”. Daje to Dudzie silniejszą pozycję wobec Kaczyńskiego niż wówczas, kiedy prezes PiS miał jeszcze absolutną władzę nad Polską. A prezydent był jego notariuszem, czasami tylko bardziej niż Kaczyńskiego bojącym się protestujących na ulicach tłumów obrońców niezawisłych sądów.
Dziś Duda testuje swoją siłę. Zarówno w bieżącej perspektywie wzajemnych ustaleń, kto na prawicy powinien „udać się na emeryturę”, jak i w nieodległej perspektywie wskazywania prezydenckiego kandydata w wyborach 2025 r., czy w nieco bardziej odległej perspektywie wojny sukcesyjnej o zajęcie pozycji lidera całego prawicowego obozu po Jarosławie Kaczyńskim. Prezydent ma też przy sobie gwiazdę średniego pokolenia polskiej prawicy, czyli Marcina Mastalerka, który jest od Dudy politycznie inteligentniejszy, językowo sprawniejszy i bardziej ambitny. Jednocześnie jednak pozostaje wobec prezydenta „pokoleniowo” i towarzysko nieskazitelnie lojalny. Choćby dlatego, że Kaczyński złamał mu w 2015 r. polityczną karierę, podczas gdy Duda ponownie wprowadził go do najważniejszej politycznej gry o panowanie na polskiej prawicy. Czy jednak Andrzej Duda zdołał te atuty wykorzystać?
Remisy ze wskazaniem
Nie sposób nie zauważyć, że w ciągu pierwszych tygodni kohabitacji z premierem Donaldem Tuskiem Duda poniósł właściwie wyłącznie bardzo bolesne, wręcz zawstydzające porażki.