Licencja na odbijanie
Bodnar z licencją na odbicie wymiaru sprawiedliwości. Nie musi czekać do końca kadencji Dudy
Od tego, czy nowej ekipie uda się przywrócić praworządność, odbić z rąk ludzi Ziobry prokuraturę i cały wymiar sprawiedliwości – działając w granicach prawa – zależy wiarygodność nowej władzy. Ale jej wiarygodność zależy też od tego, na ile będzie skuteczna. Dlatego nowa władza nie czeka na koniec kadencji Andrzeja Dudy, by dokonywać zmian najlepszymi narzędziami, czyli ustawowo, ale używa narzędzi zastępczych.
Certyfikatem praworządności dla działań rządu Donalda Tuska jest Adam Bodnar, minister sprawiedliwości-prokurator generalny, prawnik, który przez lata działał na rzecz praw człowieka w Fundacji Helsińskiej, a potem zdobył zaufanie społeczeństwa i instytucji międzynarodowych jako RPO – jedyna wyspa niezależności na oceanie władzy PiS. Teraz to zaufanie zainwestował w odnowę wymiaru sprawiedliwości. Wchodząc do rządu, zobowiązał się do osiągnięcia określonych celów, ale środkami, które on sam uzna za mieszczące się w granicach prawa. Patrzą mu na ręce nie tylko Polacy, ale też Komisja Europejska trzymająca pieniądze na KPO, których pełne przekazanie zależy od tego, jak będzie naprawiana praworządność.
Prokuratura w ogniu
Bodnar zaczął od prokuratury, bez której nie będzie rozliczenia tych funkcjonariuszy i beneficjentów poprzedniej władzy, którzy złamali prawo. Z braku innego użył – jak mówi prof. Ewa Łętowska – narzędzia drugiego wyboru, czyli przewidzianego prawem, ale nie najlepszego w takich sytuacjach. Zbigniew Ziobro zostawił mu nieodwoływalnego bez zgody prezydenta rywala – Dariusza Barskiego – któremu przekazał kompetencje prokuratora generalnego i postawił na czele Prokuratury Krajowej, dokonując tym samym swego rodzaju rozdzielenia prokuratury od rządu. Barski miał być gwarantem, że prokuratura nie będzie ścigać przestępstw pisowskiej władzy.