Najpierw, jeszcze w grudniu, odmówił podpisania ustawy okołobudżetowej, pozwalającej udzielić dotacji mediom publicznym, czym otworzył drogę do postawienia ich w stan likwidacji ze wszystkimi tego konsekwencjami, bardzo korzystnymi dla usuwania z nich funkcjonariuszy partyjnych. Potem bezskutecznie udzielił azylu dwóm przestępcom, znanym z urządzania bezprawnych i niemoralnych prowokacji wymierzonych w przeciwników PiS. Następnie ich ułaskawił, pomimo braku odpowiednich po temu przesłanek i opinii sądu.
Wyobraża sobie, że jest jak król
Teraz, podpisując ustawę budżetową (nie ma prawa jej wetować), skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego, gdyż została uchwalona bez udziału Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, pozbawionych mandatów z powodu uprawomocnienia się ich wyroków za przestępstwa związane z nadużywaniem stanowisk szefów CBA. Nadal upiera się więc, że ułaskawienie cofa skutki wygaśnięcia mandatów, mimo że prawo nie przewiduje żadnego innego trybu uzyskania go niż wybory, a jego utrata jest (zgodnie z konstytucją) samoistnym następstwem skazania. On jednakże wciąż wyobraża sobie, że jest jak król, który może nie tylko wyciągnąć z więzienia, kogo mu się żywnie podoba, lecz nawet wyjąć, kogo tylko chce, spod władzy sądu. To naprawdę żenujące i zadziwiające, zwłaszcza że ma doktorat z prawa.
Skierowanie budżetu do Trybunału nie-Konstytucyjnego ma znaczenie wyłącznie symboliczne.