Zacznijmy od podstaw: pojęcie kolonii karnej zastępuje w Rosji obciążone historycznie słowo „łagier”. Zastępowanie oznacza tu zasłanianie prawdy, choć trzeba przyznać, że w porównaniu z praktyką epoki Stalina, kiedy rzeczom arbitralnie przyporządkowywano nazwy o dokładnie przeciwnym znaczeniu, zabieg ten wydaje się dosyć poczciwy. Według tamtej zaprzeszłej logiki, doskonale uchwyconej przez Orwella w „Roku 1984”, łagier należałoby nazwać uzdrowiskiem. „Kolonia karna” nie próbuje ukrywać, że oznacza więzienie. Komunikuje tylko, że odcina się od przeszłości na poziomie języka.
Bo materialnie nie odcina się od niczego. Kolonię „Wilk Polarny” utworzono w czasach, kiedy nie ucichły jeszcze echa referatu Chruszczowa. Jej kamieniem węgielnym stała się infrastruktura jednego z podobozów dawnego GUŁag-u. Później dobudowano jeszcze to i owo, jednak jądrem obiektu pozostała stalinowska zona.
„Wilk Polarny” ma siostrę – „Sowę Polarną”, obóz o jeszcze ostrzejszym rygorze. Oba położone są w posiołku Charp, 60 km za kołem podbiegunowym, po azjatyckiej stronie Uralu. Pod tą samą szerokością geograficzną, ale po stronie zachodniej pasma, znajduje się lepiej nam znana Workuta. Toponim Charp wywodzi się z języka Nieńców i oznacza zorzę polarną. U wejścia do dwóch charpeckich kolonii stoją rzeźby nocnych drapieżników: wilka i sowy – żeby ci, którzy wchodzą, pożegnali się z nadzieją.
Stolica Autonomicznego Okręgu Jamalsko-Nienieckiego, miasto Salechard, leży 40 km na południowy wschód od Charpu, za szeroko rozlaną rzeką Ob. Rosyjski pisarz Siergiej Lebiediew, autor znakomitej „Granicy zapomnienia”, przypomniał, że to tam zaczyna się droga 501 – niedokończona linia kolejowa, prowadzona przez wieczną zmarzlinę w kierunku Jenisieju, która stała się grobem niezliczonych więźniów.