Bitwa o Kraków
Szkoda Krakowa dla populistów. Cesarz odchodzi, wyborcza bitwa jest tu wyjątkowo ostra
Rzecz nie tylko w tym, że zdecyduje się przyszłość miasta szczycącego się światową rozpoznawalnością i drugiej co do wielkości metropolii w Polsce. W Krakowie, wedle oficjalnych statystyk, żyje ponad 800 tys. ludzi, a bardziej wymierne wskaźniki – w rodzaju ilości zużywanej wody – każą mówić nawet o 1,2 mln mieszkańców.
Pozycja miasta powoduje też, że wybory samorządowe są tu ważnym testem dla wszystkich poważnych ugrupowań politycznych. Zwłaszcza że władza ostatni raz zmieniła się w Krakowie na początku stulecia.
Dwie dekady cesarza
Przez ostatnie 22 lata w Stołecznym Królewskim Mieście Krakowie (tak brzmi statutowa nazwa miasta) panował, by odwołać się do wciąż żywej tu terminologii galicyjskiej, cesarz. Tym razem prof. Jacek Majchrowski, bo o nim mowa, ogłosił, że nie będzie już walczył o urząd prezydenta. Do tej pory wygrywał pięciokrotnie – i w efekcie jest jednym z najdłużej urzędujących samorządowców wolnej Polski.
Co więcej, jego wyborcze zwycięstwa były zwykle wyraźne, choć często – jak to ujmuje analityk wyborczy Jarosław Flis – odnosił je „głosami przeciwników kontrkandydata”. Prof. Majchrowski z wielkim talentem poruszał się po politycznej mapie miasta: występował jako osoba ponadpartyjna, niezwiązana formalnym członkostwem z żadnym ugrupowaniem, lecz umiejętnie wykorzystywał sojusze i animozje między grupami wpływów. W różnych latach popierały go w rozmaitych konfiguracjach i lewica, i PSL, i PO, i Partia Demokratyczna, i Nowoczesna, a raz także zwolennicy Korwin-Mikkego.
Być może umiejętność ta brała się stąd, że jako naukowiec jest znawcą systemu partyjnego II RP i krakowskiej tradycji. To samo tyczy zresztą relacji z kolejnymi rządami w Warszawie. Powołując się na interes Krakowa, prezydent Majchrowski utrzymywał stosunki nawet z ekipą PiS, choć równocześnie bez pardonu krytykował jej podejście do samorządu i prawa.