Kraj

Gorące krzesło

Kandydaci na parlamentarzystów z dumą prezentują swoje wielopunktowe programy i zapewniają o determinacji, aby je zrealizować, po czym kilka miesięcy później startują w kolejnych wyborach. I bezczelnie proszą o kolejny kredyt zaufania.

Jesteśmy po wyborach samorządowych, ale kampania do wyborów europejskich jeszcze się nie rozkręciła, czas więc jest dobry na refleksję o wyborczej karuzeli, którą fundują nam politycy. Od kilku lat z rosnącym zdumieniem obserwuję zabawę w gorące krzesło: ledwie przyswoimy nazwiska świeżo wybranych posłów i senatorów, część z nich zaraz zawiesza swoje mandaty, żeby wystartować w kolejnej kampanii. Rzecz wydaje się normalna, w końcu nikt nikogo do stołka nie przywiązuje i zawsze pewna rotacja pod tym względem była – zwłaszcza że nie ma żadnych prawnych ograniczeń, a ryzyko straty jest żadne, bo mandat po przegranej kampanii można odwiesić. Podobne zjawisko występuje także w innych krajach europejskich, choć tam znacznie rzadziej, ogranicza je bowiem kultura polityczna, nakazująca politykom większy szacunek do wyborców i odpowiedzialność za złożone obietnice. A jeśli kolejny start, to tylko wyżej, bo wiadomo, że z ligi powiatowej do drużyny narodowej to nie wstyd. Za to odwrotnie, to już trochę obciach.

W Polsce tymczasem jedyną obowiązującą zasadą jest chłodna polityczno-finansowa kalkulacja, która nijak się ma do budowania kapitału społecznego. Kandydaci na parlamentarzystów z dumą prezentują swoje wielopunktowe programy i zapewniają o determinacji, aby je zrealizować, po czym kilka miesięcy później startują w kolejnych wyborach. I bezczelnie proszą o kolejny kredyt zaufania – tym razem do sejmików, urzędów miasta czy do Brukseli. Ba, już nawet nie tylko zwykli posłowie, ale nawet ministrowie potrafią zawiesić sprawowanie swoich obowiązków, aby sięgnąć po większą władzę, a jeszcze częściej – po większe pieniądze. Rekordziści uprawiają triatlon i startują we wszystkich trzech konkurencjach: samorządowych, parlamentarnych i europejskich. Niektórzy nawet z sukcesem, co tylko powiększa frustrację tych, co to raz wybrani tkwią na swoich pozycjach, licząc, że wyborcy docenią ich „poświęcenie”.

Polityka 17.2024 (3461) z dnia 16.04.2024; Komentarze; s. 9
Reklama