Gdynia: burza w porcie
Gdynia: burza w porcie przed II turą. Pewniak się nie załapał. Czy Kosiorek i Szemiot połączą siły?
Zdobywał prezydenturę w pierwszym podejściu, uzyskując w apogeum 87,4 proc. (2010 r.). Potem zaczął się powolny zjazd – 79 proc. w 2014 r., 67,8 proc. w 2018 r. To wciąż wynik do pozazdroszczenia. A teraz ten pewniak nie załapał się do drugiej tury (23,53 proc.). Przegrał z nowicjuszką Aleksandrą Kosiorek z Gdyńskiego Dialogu, federacji części ruchów miejskich (34,43 proc. głosów) i Tadeuszem Szemiotem z PO (25,85 proc.), kandydatem szerokiej koalicji (KO, Lewica, Razem, Zieloni, części ruchów miejskich). To ta dwójka w dogrywce powalczy o władzę w Gdyni.
Dlaczego gdynianie tak radykalnie powiedzieli Wojciechowi Szczurkowi nie? Jemu i jego politycznemu wehikułowi – Samorządności, która latami dominowała w radzie miasta (ostatnio 18 na 28 radnych). Można zrobić listę kontrowersyjnych decyzji, popełnionych błędów, niespełnionych obietnic. Ale nie to jest najważniejsze. Gdynianie pokochali blask sukcesu, mierzonego głównie porównaniami z Gdańskiem – dużo większym, mającym więcej problemów, ale i możliwości rozwojowych. Z czasem jednak Gdańsk wyrwał się do przodu, zostawiając Gdynię w zadyszce. Sam Szczurek stracił świeżość spojrzenia, energię i popadł w rutynę. Łatwo o to, gdy opozycja jest słaba, w radzie miasta ma się maszynkę do głosowania, a w magistracie okrzepłe kadry urzędnicze. Trudno wtedy o sygnały ostrzegawcze.
Do tego w Gdyni, inaczej niż w innych dużych miastach, długo nie było ruchów miejskich, punktujących słabości, z własną wizją. Zaistniały dopiero w ostatnich latach, gdy mieszkańcy zaczęli być zmęczeni i rozczarowani swym włodarzem. I w tych wyborach odegrały dużą rolę. Dopiero w tych, bo rządy PiS w kraju nie sprzyjały zmianie. Nie szuka się nowych mebli do mieszkania w dobie trzęsienia ziemi. Radykalizm zmiany, jaką przyniosły te wybory, zaskoczył wszystkich – i wybieranych, i wyborców, którzy nawiasem mówiąc, dotąd nie znali czegoś takiego jak druga tura.