Kraj

Kandydat KO zwycięża w Krakowie. Epokowe i zacięte wybory pod Wawelem

Aleksander Miszalski podczas kampanii wyborczej Aleksander Miszalski podczas kampanii wyborczej Konrad Kozłowski / Agencja Wyborcza.pl
W najciekawszych i nader ważnych miejskich wyborach prezydenckich Koalicja Obywatelska wygrała z populizmem, PiS i wielką kasą. Lecz głównym zwycięzcą jest Kraków.

Wybory samorządowe były w Krakowie epokowe – i pasjonująco nieprzewidywalne! Nie tylko dlatego, że miały zmienić prezydenta po niemal ćwierćwieczu panowania prof. Jacka Majchrowskiego. Tym razem stawką była strategia rozwoju miasta, ale i – by tak rzec – jego przyszła klasa.

Na dodatek, zważywszy na rangę Krakowa (druga metropolia Polski i światowa rozpoznawalność,) wybory miały wymiar nie tylko lokalny, ale i ogólnokrajowy oraz polityczny. Widać to było zwłaszcza w drugiej turze. Starli się w niej bowiem poseł Koalicji Obywatelskiej Aleksander Miszalski i walczący o fotel w magistracie już trzeci raz radny Łukasz Gibała.

Miszalski cieszy się oczywiście wsparciem Platformy Obywatelskiej. Ale w drugiej rundzie wskazał na niego także drugi z koalicjantów, czyli PSL, środowisko Lepszego Krakowa (skupia poważnych miejskich aktywistów, ekspertów, m.in. z kręgu Uniwersytetu Ekonomicznego, oraz ludzi kultury), a w końcu sam Jacek Majchrowski i jego najważniejszy – także z racji fachowości – zastępca Andrzej Kulig.

Gibałę wsparł PiS (bez Wasserman)

Gibała przedstawia się jako niezależny miłośnik miasta (jego hasło to „Kocham Kraków”), w imię którego to uczucia postuluje radykalne zmiany, zwłaszcza „przewietrzenie” magistratu. Tyle że w przeszłości związany był z konserwatywnym Klubem Jagiellońskim, potem z PO i Ruchem Palikota, a teraz wspierali go pospołu Lewica Razem, Konfederacja i PiS (z głośnym wyjątkiem Małgorzaty Wasserman, znaczącym z racji osobistego tonu sprzeciwu). Z kolei program Gibały przez dekadę sprowadzał się głównie do negacji tego, co dokonało się w mieście za rządów Majchrowskiego (ich osobista niechęć stała się legendarna).

Przypomnijmy: w pierwszej turze (w której starło się aż siedmiu kandydatów) na Miszalskiego wskazało ponad 37 proc. głosujących (czyli 110 556 tys. obywateli Krakowa), a na Gibałę niespełna 27 proc. (79 580 uprawnionych).

W turze drugiej Miszalskiego wybrało niemal 134 tys. (51,04 proc.) krakowian. Łukasz Gibała zyskał zaś tym razem ponad 128 tys. głosów (48,96 proc.) – co oznacza, że zgodnie z apelami partii wsparł go teraz dodatkowo karny elektorat PiS (ten sam, który wcześniej głosował na byłego wojewodę Łukasza Kmitę, a w wyborach do sejmiku małopolskiego na kandydatów tej partii pokroju słynnej na wielu polach Barbary Nowak – okazuje się, że miała ponad 12 tys. fanów – i Jana Dudy, ojca Andrzeja – prawie 43 tys. zwolenników).

Czytaj też: Najciekawsze wybory w kraju. Kto zostanie prezydentem Krakowa?

Wsparcie rządu i rady miasta

W przyszłości równie ważne co wynik batalii prezydenckiej może być to, że Koalicja Obywatelska wygrała w Krakowie także wybory do rady miasta. I to uzyskując zdecydowaną większość, bo 24 mandaty. PiS ma ledwie 12 radnych, a stronnicy Gibały, występujący jako Kraków Dla Mieszkańców – siedem mandatów.

Wniosek jest prosty: prezydent mający wsparcie w radzie gwarantuje tyleż sprawne, co stabilne rządy, także w dłuższej, pozwalającej na strategiczne decyzje perspektywie. Do tego dochodzi dobre z racji partyjnych związków, nazwijmy to, przełożenie na rząd (symbolem stały się ostentacyjne przedwyborcze wizyty w Krakowie Donalda Tuska i Rafała Trzaskowskiego). To dodatkowy atut, zwłaszcza jeśli chodzi o możliwość pozyskania – wreszcie realnych – unijnych funduszy w ramach tzw. Krajowego Planu Odbudowy. Tu właśnie kluczowy okazać się może atut sprawności, wszak te duże pieniądze trzeba będzie próbować wykorzystać w szalenie krótkim czasie.

Siłą ekipy Miszalskiego jest też zaplecze eksperckie, zwłaszcza wspomniani społecznicy, mający wiedzę na temat nowoczesnego miasta i rzeczowe pomysły na temat jego rozwoju, oraz spece od zarządzania z krakowskich uczelni (Uniwersytetu Ekonomicznego, UJ czy Akademii Frycza Modrzewskiego). Rozumna krakowska tradycja konserwatywnej kontynuacji ułatwić może też sięganie po doświadczenie dotychczasowych władz miasta.

Czytaj też: Szkoda Krakowa dla populistów. Cesarz odchodzi, wyborcza bitwa jest tu wyjątkowo ostra

Sprawy lokalne i krajowa polityka

Skądinąd to pewnie właśnie podwawelski genius loci wpłynął na wybór krakowian. Miasto obroniło się nie tylko przed populizmem w postaci chwytliwej dla wszystkich wizji łatwej i korzystnej, jakżeby inaczej, przyszłości. Być może bowiem stawka była jeszcze inna – związana z biznesową działalnością i powiązaniami Łukasza Gibały. Nie bez powodu zwłaszcza ostatnia faza kampanii była jak na tutejsze zwyczaje nader brutalna i bez wątpienia kosztowna.

Na szczęście okazało się, że większość mieszkańców (a frekwencja była niezgorsza) nie chce Krakowa zależnego w najmniejszej choćby mierze ani od PiS, ani od ludzi z niejasną przeszłością. A taką groźbę niosła prezydentura Łukasza Gibały.

Czytaj też: Strefa Czystego Transportu w Krakowie unieważniona. Stare diesle triumfują

Skoro zaś Kraków to miejsce atrakcyjne pod każdym względem, trudno się dziwić, że w wyborach samorządowych równie ważne okazały się sprawy lokalne, co polityczne.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Sport

Kryzys Igi: jak głęboki? Wersje zdarzeń są dwie. Po długiej przerwie Polka wraca na kort

Iga Świątek wraca na korty po dwumiesięcznym niebycie na prestiżowy turniej mistrzyń. Towarzyszy jej nowy belgijski trener, lecz przede wszystkim pytania: co się stało i jak ta nieobecność z własnego wyboru jej się przysłużyła?

Marcin Piątek
02.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną