Wybory samorządowe były w Krakowie epokowe – i pasjonująco nieprzewidywalne! Nie tylko dlatego, że miały zmienić prezydenta po niemal ćwierćwieczu panowania prof. Jacka Majchrowskiego. Tym razem stawką była strategia rozwoju miasta, ale i – by tak rzec – jego przyszła klasa.
Na dodatek, zważywszy na rangę Krakowa (druga metropolia Polski i światowa rozpoznawalność,) wybory miały wymiar nie tylko lokalny, ale i ogólnokrajowy oraz polityczny. Widać to było zwłaszcza w drugiej turze. Starli się w niej bowiem poseł Koalicji Obywatelskiej Aleksander Miszalski i walczący o fotel w magistracie już trzeci raz radny Łukasz Gibała.
Miszalski cieszy się oczywiście wsparciem Platformy Obywatelskiej. Ale w drugiej rundzie wskazał na niego także drugi z koalicjantów, czyli PSL, środowisko Lepszego Krakowa (skupia poważnych miejskich aktywistów, ekspertów, m.in. z kręgu Uniwersytetu Ekonomicznego, oraz ludzi kultury), a w końcu sam Jacek Majchrowski i jego najważniejszy – także z racji fachowości – zastępca Andrzej Kulig.
Gibałę wsparł PiS (bez Wasserman)
Gibała przedstawia się jako niezależny miłośnik miasta (jego hasło to „Kocham Kraków”), w imię którego to uczucia postuluje radykalne zmiany, zwłaszcza „przewietrzenie” magistratu. Tyle że w przeszłości związany był z konserwatywnym Klubem Jagiellońskim, potem z PO i Ruchem Palikota, a teraz wspierali go pospołu Lewica Razem, Konfederacja i PiS (z głośnym wyjątkiem Małgorzaty Wasserman, znaczącym z racji osobistego tonu sprzeciwu).