Reforma wyborów do Krajowej Rady Sądownictwa utknęła na kwestii fundamentalnej: poprawka Senatu mniejszym złem? Zbrodnią na praworządności? Zdradą czy polityką w imię interesu większości? Rzecz chyba stała się politycznie nierozstrzygalna, bo wygląda na to, że po powrocie z Senatu wpadła do zamrażarki w sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka.
Projekt zmiany trybu wyborów do Krajowej Rady Sądownictwa napisany w Ministerstwie Sprawiedliwości od początku był kontrowersyjny, został więc wniesiony jako poselski, a nie rządowy. Chodziło o to, że nie zajęto się statusem neosędziów, a jedynie zmianą trybu wyboru sędziowskich przedstawicieli do KRS: wybierać ich mają wszyscy sędziowie. W uchwalonej przez Sejm ustawie neosędziowie mogą głosować, ale nie mogą startować do KRS. Komisja Wenecka skrytykowała „blankietowe pozbawienie biernego prawa wyborczego” wszystkich neosędziów, ponieważ „nie przewidziano jakiejkolwiek indywidualizacji” w tym wykluczeniu.
Senat – zgodnie z sugestią przedstawicieli ministra sprawiedliwości – wykreślił zakaz kandydowania neosędziów do KRS. I wprowadził modyfikację w liczbie głosów przynależnych sędziom sądów poszczególnych instancji, co w praktyce sprawiłoby, że prawdopodobieństwo wyboru neosędziego do KRS byłoby minimalne.
O co więc spór? O wartości: praworządność czy pragmatyka? A właściwie: o definicję praworządności i o hierarchę wartości. Bo czy neosędzia znajdzie się w KRS, czy nie, to sam fakt dopuszczenia wadliwie powołanych sędziów do tego konstytucyjnego ciała może być potraktowany jako akceptacja powołań dokonywanych z udziałem neoKRS. I czym później uzasadniać potrzebę weryfikacji neosędziów?
Środowisko obrońców praworządności pękło na dwa obozy. Prawnicze NGO-sy: Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Forum Obywatelskiego Rozwoju, Amnesty International, Court Watch Polska, Watchdog Polska i Towarzystwo Prawnicze w Lublinie, uznały, że najważniejszym celem jest powrót do wyboru sędziowskich przedstawicieli w KRS przez sędziów i zakończenie działalności obecnej neoKRS, która wciąż może przyczyniać się do mnożenia problemu neosędziów (obecnie 2,5 tys.