Komentując dla se.pl, Leszek Miller postuluje: „Wszyscy, którzy na mocy orzeczenia Szmydta zajęli wyznaczone stanowiska – powtarzam wszyscy – powinni zostać poddani skrupulatnym badaniom, łącznie z odsunięciem (przynajmniej na jakiś czas) od pełnionych obowiązków. (…) Skrupulatnym śledztwem objęci powinni być także wszyscy politycy Suwerennej Polski, którzy byli jego politycznym zapleczem. Jeśli w konsekwencji miałoby to prowadzić do rozwiązania tej partii, to trudno, jakoś przeżyjemy. Co więcej – w świetle faktów, które wychodzą na jaw, także każdy obywatel powinien sam zastanowić się, w co się wdał, popierając PiS i Ziobrę”. I w co wdepnął.
Na łamach „DGP” Jan Wróbel też odnosi się do sprawy sędziego zdrajcy: „Przekaz dnia, którym częstują nas Telewizja Republika oraz kilku bliskich jej polityków, jest komicznie fałszywy. (…) Kłamstwa Republiki trzeba potępiać jak każde kłamstwo. Ale panikować należy w sprawie możliwych realnych działań, a te są obecnie w rękach rządu. (…) władza chce wykorzystać hańbę Szmydta, by ugrać swoją brudną grę. Dolary przeciwko orzechom, że Jarosław Kaczyński zrobiłby w czasie swoich rządów tak samo albo podobnie. Ale to nie on teraz rządzi i to nie on jest zwierzchnikiem służb”. Może to i jednak lepiej.
Katarynie („Plus Minus”) też nie podobają się polityczne przepychanki: „Jako sędzia rozpatrujący sprawy szczególnie wrażliwe Tomasz Szmydt powinien być rutynowo sprawdzany przez służby. Te, na czele których stał Mariusz Kamiński, dzisiaj niepoczuwający się do niczego, nawet do tego, że mając wiedzę o podejrzanych kontaktach przyszłego ministra, miał obowiązek temu przeciwdziałać, a nie teraz wykorzystywać w żenującej przepychance o to, »czyim« szpiegiem jest Szmydt i kto ma ich koło siebie więcej.