Afganistan to czarna dziura bezpieczeństwa światowego. Tak jak w czarnej dziurze gdzieś we Wszechświecie znika każda materia, która znajdzie się w jej pobliżu, tak każdy wysiłek wojskowy oddziału wysłanego do Afganistanu nie przynosi długotrwałego, widocznego z zewnątrz efektu.
Dlaczego więc NATO, które jest organizacją wojskową, zgodziło się przejąć od Amerykanów odpowiedzialność za rozwiązanie kryzysu afgańskiego, skoro akurat przy pomocy wojska rozwiązać się go nie da? Nie ma na to dobrej odpowiedzi. Nie ma, bo Sojusz po prostu popełnił strategiczny błąd i jeszcze – ze zrozumiałych względów – nie może się do tego przyznać.
Oczywiście błąd nie polega na tym, że NATO w ogóle się zaangażowało w ten kryzys. Trudno wręcz sobie wyobrazić, aby wobec podobnych poważnych konfliktów świat pozostawał obojętny. Trzeba próbować je rozwiązywać z udziałem międzynarodowych organizacji. Tyle że różnica między udziałem w opanowaniu kryzysu a pełną odpowiedzialnością za jego ostateczne rozwiązanie jest olbrzymia.
Kryzys afgański ma charakter uniwersalny, przebiega naraz w wielu wymiarach, nie tylko w wymiarze militarnym. Ważny jest tam również wymiar polityczny, społeczny, gospodarczy, kulturowy, religijny czy wreszcie informacyjny. Dlatego to nie Sojusz Atlantycki powinien swoimi sztandarami patronować wysiłkowi społeczności międzynarodowej w rozwikłaniu konfliktu. A tym bardziej nie powinien z tak beznadziejnego zadania czynić swojej sztandarowej misji i od jej powodzenia uzależniać sens swego dalszego istnienia. Dzisiejsze hasło, że Afganistan jest prawdziwym sprawdzianem dla NATO – to wielkie nieporozumienie, które wręcz szkodzi tej organizacji. Wiadomo bowiem, że ten sprawdzian jest z góry skazany na porażkę, egzaminu nie można zdać. Nie ma szans na zwycięstwo militarne w Afganistanie. Co prawda nie sądzę, abyśmy ponieśli tak spektakularną klęskę, jak ZSRR w latach 1979–1989, ale NATO jako organizacja będzie systematycznie podupadać. Niestety, z każdym miesiącem utwierdzam się w tej opinii.
NATO, przejmując od Amerykanów pełną odpowiedzialność za kryzys afgański, popełniło błąd. Polska jako jedno z państw członkowskich również, przecież współdecydowaliśmy w tej sprawie. Z tym że Polska ma na swym koncie jeszcze jedno niezbyt przemyślane posunięcie. Ma ono nie tylko wymiar sojuszniczy, ale także czysto narodowy. My nie tylko razem ze wszystkimi sojusznikami wciągnęliśmy NATO w strategiczną pułapkę afgańską. Dodatkowo, z własnej inicjatywy, robimy wiele, aby je w tej pułapce jeszcze mocniej osadzić. Bo czymże innym jest owo ostentacyjne „dawanie przykładu” wysyłaniem więcej wojska niż oczekiwano i wysyłaniem go bez nakładania ograniczeń co do zakresu i charakteru jego użycia?
Warto zauważyć, że kłopoty na starcie naszego kontyngentu potwierdzają zastrzeżenia co do zasadności wysłania wojska bez ograniczeń operacyjnych. Nie jesteśmy tak uniwersalnie przygotowani i wyposażeni, aby wykonywać wszelkie zadania. To dostrzegają podoficerowie i szeregowcy. Szkoda, że z ich wiedzą nie liczą się politycy i stratedzy.
Co zatem NATO powinno zrobić w takiej sytuacji? Przede wszystkim należy zakończyć propagandowe podbijanie bębenka.
Zamiast tego Polska powinna zainicjować w NATO strategiczną dyskusję o sposobie mądrej reorientacji sojuszniczego podejścia do Afganistanu. Nie można oczywiście po prostu wyjść z tego kraju, tak jak zrobili to Hiszpanie. Reorientację strategii międzynarodowej trzeba zacząć od sfery politycznej, czyli uformować pod auspicjami ONZ koalicję zadaniową dla Afganistanu, coś w rodzaju międzynarodowego pogotowia ratunkowego. Im więcej państw będzie w to zaangażowanych, tym lepiej.
To pogotowie powinno współpracować na wielu płaszczyznach: powinno mieć duże zasoby finansowe i kadrowe, by realizować inwestycje gospodarcze, przekształcać jego strukturę społeczną. Trzeba łączyć działania rozmaitych organizacji międzynarodowych. Kupować produkcję rolną Afganistanu, by eliminować uprawy narkotyków. Przede wszystkim, nie może być tak, że koalicja zadaniowa będzie bezsilna ze względu na brak funduszy.
Koalicja powinna być nastawiona na długi marsz, co najmniej pokoleniowy. Chodzi przecież o przestawienie podstaw funkcjonowania afgańskiego społeczeństwa z systemu sterowanego dzisiaj narkobiznesem na system gospodarki rozwojowej.
Wiele wskazuje na to, że klasyczny w sytuacjach pokonfliktowych scenariusz rekonstrukcji kraju: najpierw bezpieczeństwo, a potem gospodarka – w Afganistanie, przy racjonalnym wykorzystaniu sił i zasobów społeczności międzynarodowej, jest zbyt trudny do realizacji. Trzeba zatem albo zrezygnować w ogóle z obecności międzynarodowej (co raczej nie wchodzi w grę), albo nastawić się na kilkudziesięcioletni wysiłek od podstaw.
Bezpieczeństwo na terytorium Afganistanu należałoby pozostawić samym Afgańczykom, aby budowali je tak, jak je sami rozumieją. Nie można im narzucać porządku z zewnątrz. Siły NATO nie mogą angażować się w wewnętrzne walki Afgańczyków. Co zatem Sojusz mógłby robić? Najlepiej gdyby ograniczył się do strategicznej izolacji, to znaczy, by nadzorował afgański kryzys tak, aby ten nie rozlewał się poza granicę kraju i jednocześnie nie przekroczył nieodwracalnego poziomu krytycznego w jego wymiarze wewnętrznym. Innymi słowy, NATO powinno otoczyć Afganistan kordonem bezpieczeństwa, nie rezygnując jednak przy tym z utrzymania w gotowości swoich sił, tak aby mogły interweniować, na przykład w razie zagrożenia terrorystycznego.
Jest to zapewne mniej efektowna niż obecna strategia siłowego i szybkiego wymuszania bezpieczeństwa od środka. Strategia kordonu bezpieczeństwa jest jednak bardziej realna. Oczywiście pod warunkiem, że będzie ona jednym z elementów szerszej społeczno-gospodarczej strategii opanowania całego kryzysu afgańskiego.
Zmiana strategii międzynarodowej leży też bezpośrednio w polskim interesie. Negatywne konsekwencje naszego zaangażowania są bowiem coraz bardziej widoczne. Zanim taki szerszy, długofalowy plan można będzie wprowadzić, co robić teraz? Powinniśmy doprowadzić do zmian poprawiających operacyjne warunki polskiego udziału w misji. Chodzi przede wszystkim o jasne określenie, w ramach NATO, planu rotacji naszego kontyngentu przez innych sojuszników (dzisiaj jest to zadanie bezterminowe); nałożenie ograniczeń (operacyjnych, terytorialnych) na zakres i charakter bojowego użycia naszych wojsk (dopóki inni sojusznicy takie ograniczenia będą utrzymywać w stosunku do swoich żołnierzy); dążenie do połączenia w jedną formację naszych rozproszonych po różnych jednostkach żołnierzy.
Stanisław Koziej