Kraj

Praca z Marianem to było wydarzenie. Zawsze był i wszystko pamiętał

Marian Turski Marian Turski Polityka
Kiedy przeszedł ze mną na „ty”, kiedy w dedykacji swojej książki użył słowa „przyjaciel”, to znaczyło wiele.

Marian prowadził dział historyczny „od zawsze”, dłużej niż ja żyję. Kiedy rozgryzałam działanie grzechotki, Marian pisał, redagował, skupiał wokół „Polityki” wspaniałych historyków. Kiedy musiałam zostać w domu, bo nie przyjęli mnie do przedszkola, Marian musiał podjąć decyzję: zostać w Polsce i przetrwać antysemicką nagonkę czy emigrować. Toteż kiedy spotkaliśmy się w redakcji i zaczęłam z nim współpracować, było to dla mnie wydarzenie. Kiedy przeszedł ze mną na „ty”, kiedy w dedykacji swojej książki użył słowa „przyjaciel”, to znaczyło wiele.

Zaczął przybijać żółwika

Kłóciliśmy się o teczkę. Tłumaczyłam Marianowi, żeby pozwolił mi ją nosić za sobą. Zasługiwał. Ale był uparty. Po pierwsze, teczki nie chciał używać. Wolał czarny, wysłużony plecaczek. Wygodniejszy i pojemny, zawsze wypełniony książkami i notatkami. A po drugie, ilekroć próbowałam ten plecak podnieść pierwsza, był szybszy. Co najwyżej pozwalał pomóc go sobie założyć. Marian lubił czuć się samodzielny. Ostatecznie czasami dla świętego spokoju pozwolił zrobić sobie kawę z mlekiem, kiedy siedział przy biurku w redakcji pochylony nad kartkami z artykułem, wodząc długopisem po linijkach i zapisując uwagi.

Przez ostatnie dziesięć lat nie usłyszałam od niego, żeby się uskarżał na dolegliwości. Mimochodem usprawiedliwił się kiedyś, że nie przeczyta tekstu od razu, bo czeka go tego dnia zastrzyk w oko. I temat zamknął. Nie pasjonowały go rozmowy o bólach w kolanie czy kręgosłupie, pękających naczynkach krwionośnych. Pytania o zdrowie ucinał i przechodził do tego, co naprawdę istotne – do omawiania przeczytanych tekstów, planowania artykułów do „Polityki”, uwag o najnowszych książkach. Badania, zastrzyki, diagnozy – to gdzieś tam w tle było, ale machał na to ręką. Tyle że od jakiegoś czasu przestał ją podawać na dzień dobry. Nie w obawie przed zarazkami, tylko zapałem witających. Wiele osób, chcąc entuzjastycznie wyrazić swój podziw dla niego, ściskało mu dłoń tak mocno, że dostawał siniaków. Zaczął przybijać żółwika.

Oczywiście pamiętał

Serce nosił po lewej stronie. Zawsze i konsekwentnie. Rzadko tracił opanowanie, ale np. pochlebne opinie o członkach dynastii Romanowów wytrącały go z równowagi na tyle, że w żywej argumentacji przeciwko nim używał słów niecenzuralnych. Dla niego byli najgorszym wykwitem klasy panującej. Zawsze też reagował, kiedy dowiadywał się, że jakiś autor ma trudności finansowe, że ktoś stracił pracę – troszczył się, dopytywał, jak pomóc, proponował rozwiązania. Przejmował się innymi, myślał o innych. I nie było to zdawkowe.

– Marianie, ten autor, o którym ostatnio wspominałeś, no ten, nazwisko mi wypadło, na „b”, pamiętasz?

Oczywiście pamiętał. Nazwiska, daty, autorów, tytuły książek. Nie trzeba było mu przypominać. To on przypominał. Pracował intensywnie. Czytał wszystkie teksty historyczne planowane do publikacji w tygodniku, redagował je, a kiedy nie przychodził do redakcji, dyktował swoje poprawki przez telefon.

I śpiewał. Nikt tak pięknie nie nucił przez telefon „Happy Birthday to You” jak Marian co roku. Zawsze pamiętał. W końcu postanowiłam się zrewanżować i w dniu Jego urodzin odśpiewałam mu przez telefon gromkie „Sto lat”. Po drugiej stronie zapadła niewyraźna cisza. A potem Marian kwaśnym głosem zapytał, dlaczego jestem taka skąpa. No tak, uświadomiłam sobie ze zgrozą, że zostały mu do tej setki raptem cztery lata. W następnym roku poprawiłam tekst i z dwustu lat był już zadowolony.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Śledztwo „Polityki”. Białoruska opozycjonistka nagle zniknęła. Badamy kolejne tropy

Anżelika Mielnikawa, ważna białoruska opozycjonistka, obywatelka Polski, zaginęła. W lutym poleciała do Londynu. Tam ślad się urwał. Udało nam się ustalić, co stało się dalej.

Paweł Reszka, Timur Olevsky, Evgenia Tamarchenko
06.05.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną