Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Braun nie piłuje pazurów. Jaki jest, każdy widzi. Skąd tak dobry wynik wyborczy?

Grzegorz Braun podczas kampanii wyborczej Grzegorz Braun podczas kampanii wyborczej Grzegorz Braun / Facebook
Pierwsze spekulacje na temat sporego niedoszacowania prawicowego radykała w sondażach zaczęły krążyć w piątek rano. Ale nikogo, kto obserwuje polskie społeczeństwo, czwarte miejsce Grzegorza Brauna nie powinno dziwić.

Według ostatecznych danych PKW w pierwszej turze polityk Konfederacji Korony Polskiej zdobył ponad 1,2 mln głosów, czyli 6,34 proc. Zajął czwarte miejsce. Wielu komentatorów, polityków opcji rządowej, samorządowców, ale i zwykłych wyborców wynik ten wprawił w osłupienie. Tymczasem marsz Brauna po sukces rozpoczął się już jakiś czas temu i nic nie wskazuje, żeby miał się teraz gwałtownie zatrzymać. Już osiągnął ogromny sukces, pozwalający wyjść z klaustrofobicznych, protekcjonalnie opisywanych kategorii wyborczych: internetowych baniek, marginesu politycznego spod znaku teorii spiskowych, „szurów” czy ekstremizmu. Czy nam się to podoba, czy nie, Grzegorz Braun jest od wczoraj w pełni legitymizowanym politykiem głównego nurtu w Polsce. Co więcej mówi o samym nurcie niż o Braunie.

Braun nie piłuje pazurów

Braun, jaki jest, każdy widzi. Poglądów nie zmienia, jest jak skała – to pierwsze, co wyróżnia go na tle reszty klasy politycznej. Pozwala mu na to ogólnoświatowa tendencja przesuwania się na prawo tzw. okna Overtona, czyli zakresu ważnych i tolerowanych tematów w debacie publicznej. W pewnym sensie Braun zaprzecza jednemu z praw polityki demokratycznej, czyli konieczności piłowania pazurów – rezygnacji z najbardziej radykalnych postulatów w celu pozyskania większej liczby zwolenników. W normalnych warunkach im więcej głosów chciałby zdobyć, tym mniej ekstremistyczny powinien być jego przekaz. W przypadku Brauna jest odwrotnie – to rzeczywistość zdaje się dostosowywać do niego, a nie on do niej.

To oczywiście iluzja, ale tylko częściowa – gdybyśmy wszyscy dzisiaj żyli w warunkach normalnej demokratycznej rywalizacji i rotacji u władzy, ktoś taki jak Braun albo w ogóle nie zostałby dopuszczony do wyborów albo miałby poparcie na poziomie 1–2 proc.

Reklama