Sondaże zawiodły? Kto kogo zwodzi na manowce i dlaczego badania opinii są takie trudne
KATARZYNA KACZOROWSKA: Kiedy badania opinii publicznej i sondaże stają się narzędziem w rękach polityków?
PROF. RORY FITZGERALD: Poprzez projektowanie pytań w określony sposób możemy wzmacniać wyniki, na jakich nam zależy czy jakich oczekuje zlecający badanie opinii publicznej. Dlatego ważne jest, by media nie tylko patrzyły ostrożnie i na badania, i na ich wyniki, ale też sprawdzały ich jakość.
Jeden z dziennikarzy „Le Monde” zarejestrował się na wielu panelach firmowanych przez poważne ośrodki badawcze, m.in. Instytut Gallupa. Stworzył różne postaci: o różnym wykształceniu, dochodach, sytuacji rodzinnej. I postawił pytania o wiarygodność takich badań.
Dobór losowy respondentów, czyli metody probabilistyczne, to najlepszy sposób prowadzenia badań. Trudno za lepszą alternatywę uznać szybkie badania opinii prowadzone na panelach niedobieranych na zasadzie rachunku prawdopodobieństwa. W przypadku osób uczestniczących online w panelach wiemy, że można sfałszować tożsamość, wymyślić kilka czy kilkadziesiąt tożsamości. Ludzie rejestrują się w panelach, bo często za udzielenie odpowiedzi dostają nagrody, pieniądze czy prezenty. W przypadku Europejskiego Sondażu Społecznego (ESS), który opiera się na doborze losowym, istotne jest to, że próby czerpane są z rejestrów obywateli lub adresów dostarczanych przez agendy rządowe czy samorządowe. Metodami probabilistycznymi dobieramy próby z tych rejestrów.
Kwestia systemu czy sondaży
O badaniach czy sondażach mówimy najczęściej wtedy, kiedy trwa kampania wyborcza.
Rzeczywiście, sondażami przedwyborczymi wszyscy się interesują, bo nie tylko odzwierciedlają aktualne opinie, ale też są używane jako narzędzie do przewidywania wyników.