Po ekstradycji ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich Sebastian M. nie przyznał się do winy. Co więcej – to siebie przedstawia jako ofiarę tragicznego wypadku na autostradzie A1.
We wrześniu 2023 r. pod Piotrkowem Trybunalskim zginęła trzyosobowa rodzina z Myszkowa (woj. śląskie). W ich Kię uderzyło podrasowane BMW, którym kierował Sebastian M., 32-letni wówczas biznesmen i syn łódzkiego przedsiębiorcy. Nie został zatrzymany, a kilka dni później przez Niemcy i Turcję dotarł do Emiratów. Jego sprowadzenie do Polski było przetarciem szlaków w świeżej (weszła w życie w czerwcu 2023 r.) umowie ekstradycyjnej pomiędzy oboma krajami, co wymagało wsparcia dyplomatycznego polskiego rządu. Rejsowy samolot z Sebastianem M. na pokładzie wylądował w Polsce 26 maja.
Zanim to się jednak stało, M. udzielił wywiadu – nie dziennikarzowi, lecz Zbigniewowi Stonodze, wideoblogerowi z wyrokami karnymi na koncie, który zasłynął z publikacji akt śledztwa afery podsłuchowej (2014 r.). Sebastian M. mówił, że jechał lewym pasem niemal pustej autostrady z prędkością 160–170 km/h, gdy „znikąd, nie wiem, z jakiego powodu samochód Kia zjechał ze skrajnie prawego pasa” tuż przed jego BMW i „doszło do kolizji”. M. widział słup ognia, ale rzekomo nie był świadomy tragicznych skutków wypadku. Za granicą ukrywał się z powodu – jak to ujął – nagonki ze strony ówczesnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, mediów i opinii publicznej. „Nie ma dnia, abym nie myślał o ofiarach” – zapewniał, ale nie przeprosił bliskich ofiar i nie wyraził skruchy. Nie przyznał się do winy także prokuratorowi.
– W przestrzeni publicznej Sebastian M. może mówić, co zechce, ale to nie ma znaczenia procesowego – komentuje prok.