Kraj

Niewesołe miasteczko

Bezos zapłacił Wenecji krocie za milczącą zgodę na jego bajkę. Ale, jak powiedziała Ursula Le Guin, władza królów też wydawała się niegdyś jedyną zasadą rzeczywistości.

Bywam hostessą na jachtach: gotuję, robię drinki, sprzątam toalety. Jakiś czas temu przyglądałam się klientom, którzy wynajęli łódkę, żeby popłynąć na elitarny festiwal. Miałam wrażenie, jakby cała okolica stała się parkiem rozrywki dla tych, którzy kupili sobie takie festiwalowe doświadczenie. Mieszkańcy salwowali się ucieczką. Zapewne usłyszeli od lokalnych władz, że można przecierpieć kilka dni niewygód, bo to pieniądze dla regionu.

Tak przecież argumentował burmistrz Luigi Brugnaro, kiedy dziennikarze pytali, czy nie jest zaniepokojony, że ślub Jeffa Bezosa z dziennikarką telewizyjną Lauren Sánchez powiększy dodatkowo problem nadmiernej turystyki w Wenecji. Ostatecznie Bezos wpłacił do miejskiej kasy 3 mln euro darowizny. Burmistrz z oburzeniem odnosił się do protestujących aktywistów i ekologów oraz dziękował młodej parze za hojność.

Owszem, za taką sumę można naprawić szkody, jakoś zamortyzować ślad węglowy i ocalić kilka fresków, ale są też konsekwencje, których żadne pieniądze nie cofną. Chodzi o „ślad narracyjny”. Jaki przekaz poszedł w świat? Ano taki, że jeśli sowicie posmarujesz, to nawet najpiękniejsze, najbardziej wyjątkowe miejsca globu mogą zostać wykorzystane przez bogaczy jako tło ich kaprysów i zabaw.

Czy to antyczne ruiny, czy renesansowe miasto, czy rezerwat w dżungli – wszystko może stać się lunaparkiem. Luna Park, od którego nazwy powstało to słowo, powstał w Nowym Jorku na Coney Island w początkach XX w., inspirowany ówczesnymi wyobrażeniami o księżycowym krajobrazie. Taki Księżyc dla każdego w zasięgu ręki, większość atrakcji była dostępna za 50 centów.

Dzisiejsze lunaparki dla bogaczy są przeciwieństwem tej fantazji: dostać się tam trudno, wstęp uwarunkowany jest koneksjami, pozycją oraz zasobnością portfela.

Polityka 27.2025 (3521) z dnia 01.07.2025; Felietony; s. 89
Reklama