Mamy jeszcze szansę ocalić zdrowy rozsądek i Ziemię, zanim pseudofeministki i ich mężowie wystrzelą się na orbitę, zostawiając nam na planecie śmietniska swoich świetnie zareklamowanych dóbr.
Będąc ostatnimi czasy częścią intensywnej wymiany zdań o zawodzie pisarza i jego należnych dochodach, często miewam przed oczyma słowo „system”.
Młodzi konserwatyści chcą wystawnego luksusu, nie zaś klasycznej elegancji ery reaganowskiej. Bardziej „Wielki Gatsby” niż Liga Bluszczowa.
Tyle wspaniałych rzeczy można robić bez słów – i nie mówię tu tylko o relacjach tzw. romantycznych, ale w ogóle o tym, jak być blisko z wybranymi ludźmi.
Czy da się wartościować, który ból jest bardziej real, prawdziwy, pośród tego całego cierpienia? Zagłada? Depresja? Żałoba? Real można też tłumaczyć jako „realny” i to tłumaczenie bardziej mi się podoba.
W 1945 r. toczyła się słynna debata o tym, co zrobić na terenie byłego obozu Auschwitz. Jak zmierzyć się z tym straszliwym wydarzeniem w naszej historii, z tym miejscem? Może muzeum? A może zburzyć? Zaorać?
Tak, Mamo, wzięłam naszą rozmowę do felietonu, wybacz mi. Ale tylko dlatego, że jest bardzo wymowna i chyba nie tylko dla mnie.
Myślę o tych polskich i niemieckich owcach i trudno mi uciec przed politykowaniem. Co to za zgniły Zachód, który już naprawdę nie ma co wymyślać? – słyszę dyskurs konserwatywny. Co to za kreatywny pomysł, jaki postępowy! – słyszę dyskurs liberalny.