Święta, czas wspólnoty. Czyli właściwie czego? Jako osoba pracująca w organizacji pozarządowej powinnam być specjalistką od definiowania tego, co się dzieje, kiedy ludzie gromadzą się z własnej woli, żeby razem czegoś doświadczać. A jednak im więcej siedzę we wspólnotach, tym wyraźniej widzę, że to trudne i piękne doświadczenie bycia razem jest podobnie zagrożone spłyceniem, co swego czasu samorozwój czy pozytywne myślenie.
Bo opowieść o wspólnocie to nie bajka o Gumisiach czy Troskliwych Misiach. Bliżej jej do wioski Galów z komiksów o Asteriksie i Obeliksie, gdzie mieszkańcy są rozwydrzeni, śmieszni, rozgadani, kłótliwi, no po prostu szaleńcy. Dlatego tak kochamy od dekad tę serię opowieści Goscinnego i Uderzo. Wioska Galów broni się przed Rzymianami tak skutecznie właśnie dlatego, że jest nieuporządkowana, pełna różnorodności, spontaniczności, kreatywności. Wróg nie może przewidzieć jej zachowania. Jest tylko jedna reguła – choć wszyscy są tak odmienni w tej wiosce, choć krzyczą na siebie wzajem z powodu głupotek i powszednich irytacji – pozostają solidarni.
O to chyba chodzi w tej noszonej na sztandarach solidarności społecznej. Czujesz, że jesteś z jednej wioski? No to wyjdź i broń tego człowieka, chociaż generalnie to za nim nie przepadasz. Czujesz, że macie wspólny cel? Chcesz z kimś coś stworzyć, no to róbcie, a poglądy polityczne jakoś się do tego dopasują.
Od kilkunastu miesięcy jestem w trasie i nagrywam program o ubraniach dla TVP Kultura z fantastyczną ekipą realizatorską z Kielc. Niektórzy z moich dzisiejszych, już mogę to powiedzieć, kolegów mają poglądy drastycznie odmienne od moich. Śmiejemy się czasem z siebie, „lewaki i prawaki”, śmiejemy się do siebie, że robimy terapię grupową za całą Polskę. Pokazujemy, że można nie tylko siebie akceptować, ale też mieć radochę z kontaktu ze sobą, że najlepiej przestać słuchać gadających głów w telewizji i stworzyć coś, z czego się jest wspólnie dumnym, a proces tworzenia zbliża.