Kraj

Pole truskawek

„Zabrali nam nasze miasta i zabili 150 tys. Polaków, w tym moją babcię. Niemcy nas przeprosili, a oni nie” – perorował jakiś chłopiec za moimi plecami.

Dzień był wyjątkowo upalny, burzowy. Uczciwie przyznaję, że zostałam ostrzeżona – alert RCB wpadł mi na telefon grubo przed południem. Gdybym go posłuchała i została w domu, oddając się zabezpieczaniu przedmiotów na balkonie oraz ładowaniu powerbanków, nigdy nie usłyszałabym tego chłopca. Ale trochę nie było wyjścia – nasz kot miał umówioną wizytę kontrolną po zabiegu stomatologicznym, więc zawiozłyśmy go z żoną do lecznicy. A potem, podrzuciwszy Michasia z powrotem do domu i uraczywszy go smaczkiem, wybrałyśmy się na lody. W końcu opiekunkom też należy się rekompensata za straty moralne poniesione wskutek napiętych relacji futrzastego pacjenta z medycyną. Zwłaszcza w taki upał.

Po drodze do lodziarni przystanęłyśmy jeszcze na selfie przy klombie, na którym rósł bambusowy gąszcz i spektakularnie kwitła juka, i dziwowałyśmy się głośno, do czego to doszło z globalnym ociepleniem na Mazowszu. Parę chwil później siedziałyśmy już przy stoliku, oblizując chłód o smaku wanilii bez cukru oraz sorbetu z gorzkiej czekolady wylewający się z naszych rożków. Rozmawiałyśmy o tym, jak nam minął dzień, aż przyszedł ten moment, kiedy żadna z nas niczego nie mówiła.

I w tej luce, w tym bąblu ciszy, moich uszu dobiegł głos. „Zabrali nam nasze miasta i zabili 150 tys. Polaków, w tym moją babcię. Niemcy nas przeprosili, a oni nie” – perorował jakiś chłopiec za moimi plecami. Niezachwiana pewność siebie upiornie kontrastowała z wiekiem mówcy i ciężarem gatunkowym złożonej historycznej materii, do której się odnosił. Głosu matki nie było słychać, ale polemiczny styl kolejnych fraz wyrzucanych przez chłopięce usta sugerował, że przynajmniej próbowała stawiać opór jego „żelaznej logice”. Musiała wspomnieć chyba coś o toczącej się wojnie, bo mały wystąpił nagle z mową potępiającą prezydenta Zełenskiego i w ten sposób wykpił się od współczucia dla ofiar wojny.

Polityka 27.2025 (3521) z dnia 01.07.2025; Felietony; s. 90
Reklama