Po 60 latach nareszcie ukazuje się wznowienie powieści „Wśród umarłych” Stanisława Lema – ciągu dalszego „Szpitala Przemienienia”, drugiego tomu trylogii „Czas nieutracony”. Lem później pozwalał tylko na wznawianie pierwszej części, a nawet jej ekranizację w reżyserii Edwarda Żebrowskiego. Moim skromnym zdaniem znakomitą, choć Lem pastwił się nad nią w wywiadzie ze Stanisławem Beresiem. W rozmowie tej przedstawia pozostałe dwa tomy jako coś, czego „napisać wcale nie miał zamiaru”, ale to z niego „wyduszono”. Czy mówi prawdę? W takiej sytuacji przecież wykonałby to zadanie po linii najmniejszego oporu, przede wszystkim unikając kłopotów z cenzurą.
Tymczasem Lem chciał opowiedzieć o zagładzie lwowskich Żydów i był w tym bardzo konsekwentny. Nazwa miasta nigdy tu nie pada, ale – jak to demonstruje w posłowiu Agnieszka Gajewska – jest to jednoznacznie zasugerowane. Na przykład charakterystyczny dla Lwowa „Wysoki Zamek” nazwany tu jest „ceglanymi ruinami kazimierzowskimi”. To nawet nie jest szyfr, przecież to są dosłownie ruiny ceglanego zamku wzniesionego przez Kazimierza Wielkiego.
Do tego dochodziła autocenzura. O swoim żydowskim pochodzeniu Lem rozmawiał wyłącznie z garstką najbliższych krewnych i przyjaciół. Tymczasem w powieści jego alter ego Stefan Trzyniecki, główny bohater „Szpitala Przemienienia”, musi codziennie odwiedzać fryzjera. Nie dlatego, że taki z niego dandys, tylko dlatego, że chwila zaniedbania powoduje, że zaczyna wyglądać jak ukrywający się Żyd. Za sprawą przykrego splotu wydarzeń ta chwila w końcu nadchodzi. W ciągu 24 godzin Stefan z osoby żyjącej w miarę normalnie jak na warunki okupacyjne niepostrzeżenie przekracza krąg piekieł.