Nasi i oni
„Nasi chłopcy”: awantura wokół trudnej historii. Za chwilę takie zdjęcia trzeba będzie chować i milczeć?
O rozgłosie, jaki wywołała ta wystawa, zapewne zadecydował tytuł, a dokładnie jego pierwszy człon. „Nasi chłopcy. Mieszkańcy Pomorza Gdańskiego w armii III Rzeszy”, napisano na plakatach pokazujących nastolatka w niemieckim mundurze. „Stąd tylko krok do stwierdzenia, że skoro nasi chłopcy byli w armii III Rzeszy, to my odpowiadamy za drugą wojnę światową” – zawyrokowano w TV Republika. W podobnym tonie odezwali się prezydent Andrzej Duda, nazywając wystawę moralną prowokacją, i część posłów PiS (wśród nich prezes partii Jarosław Kaczyński czy jej polityk Mariusz Błaszczak), alarmujący, że wystawa wpisuje się w niemiecką politykę historyczną. Dołączył nawet minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz, pisząc, że wystawa nie służy polskiej polityce, i rzecznik rządu, dodając, że jest nieakceptowalna. Inni komentatorzy z demokratycznej strony sceny politycznej wspominali z przekąsem, że oto muzeum polało wodę na młyn wyznawcom partii Kaczyńskiego, chcącym wierzyć w „Tuska Niemca”. Odezwało się nawet Muzeum Powstania Warszawskiego z komentarzem fotografią dwóch młodych powstańców, z podpisem: „Nasi chłopcy”; w domyśle – ci tak, tamci nie.
Kilka dni po otwarciu wystawy przed wejściem do muzeum stała już ponad setka osób. Syn i synowa Macieja Płażyńskiego (kiedyś współzałożyciela Platformy, potem w PiS; zginął w katastrofie prezydenckiego samolotu w Smoleńsku) krzyczeli z megafonów, że wystawa to hańba. Skrzynkę mailową muzeum zasypały obraźliwe wpisy, w tym powtarzający się motyw o „naszych chłopcach” strzelających do Polaków i co folksdojczom z muzeum powinny zrobić owczarki niemieckie. Inwektywy posypały się nawet wobec osób na fotografiach – nieżyjących już, często od ponad 70 lat, ofiar drugiej wojny, a słowo „zdrajcy” w tym kanonie było jednym z najłagodniejszych.