Andrzej Duda melduje
Andrzej Duda w książce „To ja”. Ta kreacja byłego prezydenta raczej się nie przyjmie
Dlaczego sięgamy po wspomnienia byłych prezydentów i szefów rządów? Najczęściej liczymy na szczerość autorów albo na ich pogłębioną refleksję. Oczekujemy, że niezaangażowany już w bezpośrednią politykę dawny przywódca powie wreszcie, co naprawdę myśli o współpracownikach i konkurentach, że ujawni kulisy kluczowych decyzji albo że dzięki wyjątkowej wiedzy, jaką zawdzięczał zajmowanemu stanowisku, przybliży nam najnowszą historię i kształtujące ją procesy.
Książka „To ja” Andrzeja Dudy nie sprawdza się ani jako szczery wgląd w kulisy dziesięciu lat prezydentury, ani jako pogłębiona refleksja nad okresem 2015–25. Autor bardzo oszczędnie ujawnia fakty, o których nie wiedziałaby zainteresowana polityką opinia publiczna, nie traktuje też tej publikacji jako okazji, by powiedzieć coś, czego jako prezydentowi mówić mu nie wypadało. Próżno też tu szukać próby pogłębionego zrozumienia tego, co stało się w Polsce i na świecie w ostatnich 10 latach. Może dlatego, że Duda pracował nad „To ja” jeszcze jako urzędujący prezydent?
W cieniu Mistrza
Rozpoczyna narrację 27 kwietnia 2025 r. w trakcie konwencji Karola Nawrockiego w Łodzi, gdy udzielił mu oficjalnego poparcia. Nie tylko z tego powodu „To ja” często wygląda jak materiał przygotowany na kampanię wyborczą. Jakby Duda zdawał swojemu politycznemu obozowi raport, mówiąc: „Melduję wykonanie zadania i jestem gotów do kolejnych”. A jednak w tym przydługim „meldunku” jest kilka interesujących wątków.
W powieści „Kandydat” Jakuba Żulczyka obserwujemy Prezydenta (nietrudno zgadnąć, kto był pierwowzorem), który w dniu wyborów mających zadecydować o jego reelekcji wspomina Mistrza, zmarłego w katastrofie lotniczej byłego prezydenta.