Tomasz Kapuściński, 22-latek z Warszawy, nosi spodnie bojówki i krótko ostrzyżone włosy. Zaczyna wieczorowe studia na politologii (był już na innym kierunku). W ciągu dnia przez telefon sprzedaje ubezpieczenia. Na PiS głosuje od wyborów do Parlamentu Europejskiego w 2004 r., pierwszych, w których mógł wziąć udział. Sam do tego doszedł. – Podobał mi się zwłaszcza postulat ostrej walki z przestępczością i zapowiedź rozliczenia PRL.
Nie żeby Tomasz chciał jakieś własne pozycje dopisywać do tego rachunku – bo i skąd? Widzi tylko, że wszystkie szanujące się postkomunistyczne kraje dawno zrobiły porządek z lustracją i z agentami. Od 2004 r. kilka wolt PiS go zirytowało – najbardziej flirt z Radiem Maryja. Jednak nic na tyle, by zachwiać jego wyborczą lojalnością.
Barbara Gregorek, lat 50, radomianka. Wykształcenie średnie techniczne, posada w dawnej dużej spółce Skarbu Państwa, sprywatyzowanej w ostatnich latach. PiS wybrała po raz pierwszy w 2001 r. Dlaczego? – trudno jej sobie przypomnieć. – Chyba dlatego, że jako pierwsi zapowiedzieli, że oczyszczą państwo, zwalczą korupcję. Hasła rozliczenia z przeszłością nie miały dla mnie znaczenia. Byłam przeciw komunie, ale ciąganie starych ludzi po sądach mnie odstręcza. Koalicja, zwłaszcza z Samoobroną, strasznie jej się nie podobała.
A kiedy już Jarosław Kaczyński został premierem – choć obiecał, że nie obejmie stanowiska, dopóki brat będzie prezydentem – niemal zupełnie się zniechęciła. Potem szef rządu ciągłym wytykaniem błędów innym i samochwalstwem jeszcze bardziej ją zmierził. Prezydent w ogóle jej nie odpowiada, szkoda słów. – Ale teraz chyba znowu zagłosuję na PiS – bo na kogo innego? Lewica nie wchodzi w grę. Tusk po przegranych wyborach wydaje mi się wciąż jakiś zawistny.