Mediacje zamiast procesu
Czy dwa lata po wypadku na autostradzie A1 Sebastian M. może „kupić” sobie wolność?
Dwa lata po wypadku na autostradzie A1 pod Piotrkowem Trybunalskim, w którym zginęła trzyosobowa rodzina, przed sądem stanął jego domniemany sprawca Sebastian M. Na wniosek obrony sąd skierował sprawę do mediacji.
To zaskoczenie dla dziennikarzy tłumnie zgromadzonych w sali Sądu Rejonowego w Piotrkowie Trybunalskim, ale też dla opinii publicznej. 16 września 2023 r. rodzice i ich pięcioletni syn spłonęli w aucie, gdy uderzyło w nich BMW, którym kierował Sebastian M. Nie został zatrzymany, potem ukrywał się w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. 26 maja 2025 r. został sprowadzony do Polski. Według prokuratury M. ponosi wyłączną winę za spowodowanie wypadku. Grozi mu od sześciu miesięcy do ośmiu lat pozbawienia wolności.
Wniosek o mediację złożyła jego pełnomocniczka. Mecenas Katarzyna Hebda zasłynęła wcześniej wyciągnięciem z więzienia szalikowca Dariusza N., który został skazany na 25 lat pozbawienia wolności za zabójstwo w 2016 r. młodego piłkarza GKS Katowice (N. też ukrywał się za granicą, obecnie toczy się jego drugi proces). Przeciwny mediacji w sprawie Sebastiana M. był prokurator Aleksander Duda, wniosek poparł jednak pełnomocnik rodzin ofiar Łukasz Kowalski. Kierując sprawę do 30-dniowej mediacji, sędzia Renata Folkman podkreśliła, że to nie zastępuje procesu ani wyroku, ale wynik mediacji może wpłynąć na wysokość kary.
Czy Sebastian M. może „kupić” sobie wolność? Teoretycznie tak, bo mediacja może skutkować nie tylko złagodzeniem kary, ale też odstąpieniem od jej wymierzenia. Całkowite uniknięcie odsiadki jest jednak mało prawdopodobne ze względu na wagę przestępstwa i jego wydźwięk społeczny, a także na dotychczasową postawę Sebastiana M. Ten próbował umknąć wymiarowi sprawiedliwości, nie wyraził skruchy, nie przyznał się do winy, obarczał nią ofiarę wypadku.