Polska szuka czytelnika w miejscach nieoczywistych. W warszawskim metrze od niedawna działa biblioteka (Metroteka na stacji Kondratowicza), by pasażerowie przystawali po drodze, odkleili oczy od smartfonów i udali się w inną podróż, literacką. Chociaż można tu też popracować przy laptopie. Wszystko jest nowatorskie: meble są parametryczne (sprawiają wrażenie, jakby falowały), rośliny uprawia się bez gleby (tzw. hydroponika).
Nad ziemią też się dzieje – Instytut Książki prowadzi program BookStadion dla młodzieży uzdolnionej sportowo. To seria spotkań i warsztatów promujących czytanie. Z badań wynika, że dzieci porzucają książki w wieku 9–11 lat. Jak wyjaśnia IK, dotyczy to głównie chłopców, bardziej zajętych aktywnością fizyczną i grami wideo. W ramach pilotażowej edycji BookStadionu przed rokiem odbyło się siedem spotkań, teraz w planie jest 25. Zajęcia są skierowane do podopiecznych szkółek piłkarskich, ale młodzi kibice też się mogą na część aktywności załapać. Tym razem akcja odbywa się na stadionach Widzewa Łódź, Lechii Gdańsk i Legii Warszawa. Klubowi zawodnicy działają zwykle mobilizująco. A wielkich tradycji nie mamy – do czytania spośród polskich sportowców wprost zachęca tylko Iga Świątek.
Młodzież czyta stosunkowo najwięcej – z badań Biblioteki Narodowej wynika, że po książki sięga 54 proc. osób w wieku 15–18 lat, kolejki do autorów young adult na targach też zwykle są najdłuższe. Ale generalnie poziom czytelnictwa nie zachwyca. Ok. 40 proc. Polek i Polaków sięga po jedną książkę rocznie. Gdy dobiliśmy do 43 proc. (2023), triumfowaliśmy. Jakimś sukcesem jest Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa, działający od 10 lat, nieruszany przez kolejne rządy, kończący właśnie drugą pięciolatkę i rozpoczynający trzecią. Bardzo się w tym czasie zmienił krajobraz bibliotek.