Koniec świata już tu jest
Koniec świata już tu jest. Idziemy na konflikt w pełnym rozpędzie
Epoka nas ostatnio nie rozpieszcza. Duch dziejów działa w stylu gore. A my nie mamy siły, czasu, miejsca w głowie, przestrzeni w sercu, pary w rękach, żeby unieść rozmiar makabry co rusz objawiającej się w wiadomościach. Epoka jednak ma swoje wymagania. Chce, żebyśmy mieli opinie, wrzucali hasztagi, zajmowali stanowisko, reagowali natychmiast i bez ustanku, najlepiej zdecydowanie, i to z wieloma emotikonami, wykrzyknikami, prosto, wyraźnie, wiecowo. Algorytm słyszy wiecowe nawoływania najlepiej, łapie i podrzuca dalej, turla niczym śniegowe kule w nadziei na lawinę.
Epoka lubi, żeby było gęsto od obwieszczeń, najlepiej jak najbardziej radykalnych, niezbyt skomplikowanych i wyrwanych z kontekstu. Takie wyrwane zdania świetnie się nasadza w gęstwinach dyskursu, gdzie wykrzaczają się sensy. Kiedy patrzę na niektóre wymiany myśli w tzw. facebookowych inbach, mam wrażenie, że uczestniczę w partii szachów z „Alicji w Krainie Czarów”, kiedy fakty są bez znaczenia, bzdury podszywają się pod argumenty, na okoliczności łagodzące miejsca brak. – Najpierw wyrok, potem uzasadnienie! – woła wściekła Królowa Kier, nie mogąc się doczekać dekapitacji. Autorytarna władczyni nie jest zbyt mądra, ale głośno krzyczy, a to budzi strach. Im głośniej, tym więcej racji – taka jest niecierpliwa logika inby. Facebookowej, ale także – niestety, ostatnio coraz częściej – zupełnie realnej.
Minęły czasy, kiedy można było wygodnie mówić o internetowych awatarach, które są jedynie niegroźnym gabinetem krzywych luster. Żyjemy w narastającym lęku i bezradności, która może objawić się stekiem wyzwisk na czyimś profilu, ale coraz częściej też wylewa się toksyną w pociągach, tramwajach, na ulicach i w szkołach czy biurach. Chcemy, żeby się działo, domagamy się wymiany razów, poczucia sprawczości.