Najpierw usłyszałam, że w pewnym polskim mieście aktywiści propalestyńscy zerwali uroczystość w rocznicę likwidacji getta. Uznali, że pamięć o Żydach wywiezionych do gazu nie może się obyć bez wzmianki o Gazie. Potem znana krakowska instytucja, która zaprosiła rumuńsko-niemiecką pisarkę Hertę Müller z odczytem o Tadeuszu Kantorze, zwróciła się do niej z sugestią, żeby może jednak nie przyjeżdżała. Nieco wcześniej w liście otwartym Müller pozwoliła sobie skomplikować obraz wojny w Gazie (nie negując zbrodni Izraela) i wziąć w obronę także Żydów (ale nie politykę Netanjahu), co nie spodobało się propalestyńskim aktywistom.
Następnie we Wrześni staromodni prawicowi antysemici doprowadzili do odwołania imprezy poświęconej Louisowi Lewandowskiemu, urodzonemu w tym mieście wybitnemu kompozytorowi żydowskiemu. Kompozycje Lewandowskiego miały zostać wykonane we wrzesińskiej farze przez chór berlińskiej Synagogi Pestalozzistrasse, kantora Isidoro Abramowicza i miejscowe chóry dziecięce, pod patronatem prymasa Wojciecha Polaka. Organizatorom zarzucono, że impreza profanuje kościół katolicki żydowską muzyką i kala pamięć Dzieci Wrześni (Lewandowski tworzył w języku niemieckim i większość życia spędził w Berlinie). Do nagonki dołączyły znane z antyżydowskich akcji indywidua polityczne, klaskał im pewien prawicowy dziennik.
Z kolei w Białymstoku dla dobra Gazy lokalne struktury najbardziej lewicowej z lewicowych partii wystosowały do władz apel o zerwanie współpracy partnerskiej z miastem Jechud w Izraelu, nie bacząc na realne więzi (w Jechud znajduje się założona po wojnie osada białostockich Żydów, którzy do dzisiaj pielęgnują pamięć o miejscu pochodzenia). A ostatnio znajoma, skądinąd osoba publiczna, znalazła na dworcu w podwarszawskiej Falenicy podarte i podeptane zdjęcia swojego dziadka i ojca.