Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Jesienny odlot

© Sergiusz Pęczek, AG © Sergiusz Pęczek, AG
Po wyborach wielu parlamentarzystów żegna się z posadą, z wygodnym życiem na Wiejskiej, z pensjami, dietami, hotelem i basenem. Po latach życia w politycznym tyglu nagle gasną jupitery, milkną telefony od dziennikarzy, zaczyna się szare życie. Jedni się z tym godzą, inni już zapowiadają powrót.

Tak to już jest, że po wyborach jedni się z Sejmu wyprowadzają, a inni wprowadzają – stwierdza filozoficznie Janusz Maksymiuk, który ostatnie sześć lat spędził w Sejmie, był prawą ręką Andrzeja Leppera. Jego pozasejmowe życie nie będzie lekkie: ma 5 mln długów i niewiele oszczędności, ale, jak twierdzi, da sobie radę: – Mój status materialny się nie zmieni. Nie jest jasne, co zamierza robić, ale wiadomo, że nie myśli o zmianie stanu cywilnego, nie zatrudni się w żadnej firmie, ani – z uwagi na komornika i swoje zobowiązania – nie planuje własnego biznesu. Może da do gazety ogłoszenie, że szuka pracy. Twierdzi, że nie rezygnuje z polityki.

Z parlamentu znika 181 posłów nie tylko Samoobrony, ale także LPR i Prawicy Rzeczpospolitej Marka Jurka, którzy niezależnie od własnych – i tak niezbyt imponujących – wyników nie mieli szans, bo ich partie nie przekroczyły pięcioprocentowego progu. W przyszłym parlamencie nie będzie też m.in. kilkunastu dotychczasowych posłów SLD i PiS. Janusz Czapiński, psycholog społeczny, diagnozuje, że skala porażki byłego posła zależy od jego indywidualnej odporności na degradację: – Wielu z nich ze świata wpływów, fleszy, mikrofonów i prestiżu wpadło w czarną dziurę i będą mieli duży problem, jak sobie poradzić z nową codziennością.

Eksposłowie w parlamencie nie mogą już wiele zdziałać. Na starą legitymację jeszcze chwilowo wejdą do Sejmu, wypożyczą książkę w bibliotece, zjedzą obiad w Hawełce, a na osłodę ciastko w barze Za Kratą. Dostaną też jednorazowe odprawy w wysokości trzymiesięcznego poselskiego uposażenia – razem 29 tys.

Reklama