Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Spowiadałem się trzy minuty

Fot. Archiwum Mirosława Garlickiego Fot. Archiwum Mirosława Garlickiego
Rozmowa z Mirosławem Garlickim, transplantologiem.

Barbara Pietkiewicz: – Najstraszniejsza chwila w pana życiu, doktorze Mirosławie G.?

Mirosław Garlicki: – Aresztowanie. Straszliwy szok. Przygotowywałem się właśnie do kilku operacji. Widziała pani: na oczach pacjentów, personelu, w kajdankach.

I co z tymi, których miał pan operować?

Zostali wypisani. Jedna z tych osób nigdzie nie została zakwalifikowana do operacji. Nie wiem, co się stało z innymi.

Prof. Wiesław Jędrzejczak nie zawahał się powiedzieć, że mordercami są ludzie odpowiedzialni za pacjentów, którzy nie doczekali.

Skutkiem ubocznym mojej sprawy jest załamanie transplantologii. Ktoś z decydentów powinien wtedy o tym pomyśleć!

Można to naprawić?

Pomagają bardzo apele biskupów, ale trzeba doprowadzić do końca moją sprawę, a także białostocką – tę o handel organami. Tam również były przesłuchania, bo ostatnie serce do przeszczepu dostałem właśnie z Białegostoku.

I co z tego?

Sprawdzono, czy nie brałem udziału w handlu organami.

A najszczęśliwszy moment w tych minionych miesiącach to pewnie ogłoszenie wyników wyborów parlamentarnych. Bał się pan ich?

Przed wyborami dzwonili do rodziców moi pacjenci z Podkarpacia i mówili: nasza wieś będzie głosować na PO. Sklepowa chce na PiS, ale ją przekonamy.

Prezydent powiedział, że kogoś takiego jak pan nie można zaliczyć do inteligencji.

Kiedy pan prezydent to mówił, wśród osób w jego pobliżu stał wysoki urzędnik państwowy prof. S., któremu uratowałem życie w beznadziejnym stadium choroby i który napisał do mnie list z podziękowaniem.

Więc kiedy był ten najszczęśliwszy moment?

Polityka 51.2007 (2634) z dnia 22.12.2007; Ludzie; s. 138
Reklama