Platforma chce pokazać, że nawet w mateczniku katolickiej prawicy stać ją na dobry wynik. PiS potrzebuje wreszcie pierwszego wymiernego sukcesu od czasu przegranych wyborów, a także potwierdzenia swojej supremacji po prawej stronie. Inni mają pokazać, że poza PiS istnieje jeszcze w Polsce jakaś prawica, a jeszcze inni po prostu wrócić do życia. Chętnych jest aż dwunastu polityków.
Wysoko ocenia swe szanse Andrzej Lepper: jest rolnikiem, a Podkarpacie to region rolniczy właśnie. – Chłop z chłopem zawsze się dogada – wyjaśnia kierujący kampanią Samoobrony Kazimierz Rochecki.
Nadzieję na sukces Lepper opiera na przekonaniu, że jest politykiem najbardziej z całego tuzina rozpoznawalnym: wszędzie, gdzie się pojawi, ludzie chcą się z nim fotografować. O niegasnącej popularności świadczyć może zdarzenie z rzeszowskiego rynku: do przechadzającego się lidera Samoobrony podszedł mężczyzna, żeby na jego ręce złożyć wylewne gratulacje. – Nikt nie potrafi tak pieprzyć jak wy – uzasadnił.
Zygmunt Wrzodak, kiedyś LPR, dziś Narodowy Kongres Polski, był już dwukrotnie parlamentarzystą z Podkarpacia. W wyborach 2007 r. startował z listy Samoobrony, bez powodzenia. Teraz chce się odegrać. Wrzodak kalkuluje, że niska frekwencja w wyborach pozwoli mu zdobyć mandat głosami jednej gminy i powtórzyć wyczyn Kazimierza Jaworskiego, który wszedł do Senatu dzięki poparciu Doliny Strugu.
Jan Kułaj, legendarny przywódca Solidarności rolniczej z 1981 r., otrzymał poparcie Partii Demokratycznej i jej znanych liderów – Janusza Onyszkiewicza i Bogdana Lisa. Między turniejami brydżowymi poparł go też Krzysztof Martens, były baron SLD. Kułaj liczy na Jarosław: zawsze był stąd senator, mandat po zmarłym Andrzeju Mazurkiewiczu powinien pozostać w domu.