Kraj

Chce się wyć

Fot. quatro.sinko, Flickr (CC BY SA) Fot. quatro.sinko, Flickr (CC BY SA)
Psi smalec wcale nie jest lekarstwem. Ale może być trucizną. Tymczasem w Polsce wciąż jest wytapiany.

Niedawno jedna ze stacji telewizyjnych pokazała podhalańską wieś, w której wytapia się psi smalec. Lokalna społeczność traktuje proceder jako czynność oczywistą, psi smalec jest sprzedawany na targach i bazarach, traktowany przez jednych jako pewne źródło zarobku, a przez drugich jako panaceum na wszystkie choroby, od krosty po gruźlicę.
 

W Internecie pod hasłem „psi smalec” można dowiedzieć się, że chętnych na ten specyfik jest wielu, także za oceanem. Jakaś obywatelka USA cierpi na kaszel i pomóc jej może tylko psi smalec. Czy ona wie, że smalec nie wycieka psu z ucha czy z nosa, że najpierw trzeba psa trochę podtuczyć, potem zabić, aby wytopić tłuszcz? Zanim jednak pies padnie ofiarą bezgranicznej ludzkiej głupoty i bezduszności, jest chwila dla skrajnego okrucieństwa. Jak twierdzą producenci smalcu, trzeba psa wcześniej porządnie obić kijami. Wtedy smalec jest lepszy.

Mamy prawo zakazujące znęcania się nad zwierzętami, ale są to martwe paragrafy. Istnieje społeczne przyzwolenie nawet na taki straszny proceder, bo przecież w zbożnym celu: dla zdrowia. Skąd wziął się ten idiotyczny mit, że tłuszcz psa domowego ma cudowne właściwości? Dawniej uważano, że doskonałym lekiem na suchoty i wiele innych chorób jest tłuszcz wytopiony z borsuka i niedźwiedzia. Z pewnością było w tym wiele magii. Tłuszcz pozwalający zwierzęciu przeżyć trudny, zimowy czas musiał najwyraźniej mieć cudowną moc. Poza tym tłuszcz jest bardzo kaloryczny, a na suchoty chorowali zazwyczaj ludzie niedożywieni. Podkarmieni borsuczym sadłem szybciej ponoć wracali do zdrowia.Przypuszczam, że zwyczaj spożywania psiego tłuszczu przywędrował do nas z Azji.

Polityka 43.2008 (2677) z dnia 25.10.2008; Ludzie i obyczaje; s. 115
Reklama