Dziś NIK ma prawie trzy razy więcej etatów (1701). Połowę wykorzystuje centrala NIK, w której jest aż 14 departamentów (osiem kontrolnych, dwa wspierające kontrole i cztery o charakterze administracyjnym!). Pozostałe etaty przydzielono 16 delegaturom (jest w każdym województwie). Prawie 80 proc. budżetu NIK pochłaniają płace, dość wysokie; w 2007 r. średnie zarobki brutto przekraczały 8 tys. zł.
Nic dziwnego, że do ostatniego, lutowego, naboru na 49 miejsc zgłosiło się 530 kandydatów. Najczęstszą przyczyną odchodzenia z NIK jest zaś osiągnięcie wieku emerytalnego. Aż 52 proc. pracowników Izby ma więcej niż 51 lat. Nikowcy chcą, aby korpus kontrolerów, podobnie jak sędziów i prokuratorów, objąć przepisami o przechodzeniu w tzw. stan spoczynku.
Od tak organizacyjnie i kadrowo rozbudowanej Izby wypadałoby oczekiwać znaczących efektów działalności. Te są, ale głównie w sferze prewencji, choć NIK twierdzi, iż dzięki kontrolom odzyskano 0,7 mld zł. NIK nie ma ani własnego pionu prokuratorskiego, ani uprawnień do inicjatywy legislacyjnej. Swoje raporty (160 w 2007 r.) kieruje do najważniejszych osób i organów państwa. Największy oddźwięk budzą te, w których sformułowane zarzuty można przypisać ściśle określonej politycznej ekipie.