Rok temu w kancelarii łódzkiego adwokata Piotra Paduszyńskiego pojawiła się dwudziestokilkuletnia kobieta, której były chłopak wrzucił do Internetu film z jej udziałem: kilka scen, dwoje ludzi uprawia seks w różnych pozycjach. Dokładnie widać twarz dziewczyny, jest też jej imię, nazwisko, nazwa uczelni i prywatny adres mailowy.
Twarzy mężczyzny nie widać. Umieszczenie filmu w Internecie i rozesłanie go do znajomych, rodziny i wykładowców to zemsta byłego chłopaka za to, że dziewczyna chciała od niego odejść. Łóżkowe sceny zaczął nagrywać po pierwszej próbie rozstania – kilkanaście miesięcy wcześniej – niewielką kamerą, która stała przy komputerze. Film trwa około dwóch minut. Wystarczyło, żeby zmarnować jej życie. Po czterech latach od zdarzenia wciąż korzysta z pomocy psychologa.
Sieć bezradności
– Kiedy kompromitujące materiały trafiają do Internetu, ofiara traci poczucie bezpieczeństwa. Czuje się upokorzona, wykorzystana i przede wszystkim bezradna. Obraźliwe treści widzi nieograniczona liczba osób, a ona nie ma na to żadnego wpływu. Może to spowodować poważne trudności emocjonalne, depresję – mówi Marta Wojtas, psycholog, która zajmuje się pomocą ofiarom cyberprzemocy w Fundacji Dzieci Niczyje, w ramach projektu Helpline.org.pl. – Bywa, że taka osoba miesiącami boi się wyjść z domu, bo wydaje jej się, że wszyscy już TO widzieli.
Bywa i odwrotnie: osoba, która doświadczyła cyberprzemocy, ma złudną nadzieję, że ośmieszające czy obraźliwe materiały pokrążą kilka dni między telefonami komórkowymi, portalami internetowymi i skrzynkami mailowymi, a potem wszyscy o nich zapomną.