Prof. Halina Lorenc, klimatolog z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej patrzy na dane z ostatnich lat: rzeczywiście mamy mokry czerwiec, ale nie wszędzie w tym samym czasie było równie wilgotno. - Z podobną sytuacją w okolicach Bielska-Białej mieliśmy do czynienia w 2002 r., w Warszawie podobny czerwiec zdarzył się w 2007 r., a we Wrocławiu w 1995 r. - mówi prof. Lorenc.
O tym, jak bardzo jest mokro mówią liczby. W Bielsku-Białej czerwcowa norma opadów to 128 mm słupa wody, do tej pory, czyli do 24 czerwca tego roku spadło już 187 mm (czyli 146 proc. normy). W rejonie Opola normalnie w czerwcu spada 60 mm, do tej pory już 106 mm (177 proc.), w Warszawie 71 mm, napadało 104,8 mm (147 proc.). Niewinne milimetry stają się niemałym problemem.
- Silne opady na terenie nizinnym rozkładają się na powierzchni, są dobrze infiltrowane do gleby, ale w górach woda nie nadąża wsiąkać i tworzą się fale wezbraniowe - tłumaczy prof. Jerzy Małecki, hydrogeolog z Uniwersytetu Warszawskiego. „Fala wezbraniowa" - brzmi groźnie, bo wszyscy pamiętamy słynną falę, która szła po Wiśle i Odrze w 1997 r. w czasie słynnej powodzi stulecia. Tym razem synoptycy uspakajają jednak, że nie można przewidzieć jak wysoka może uformować się obecna fala, a nawet tego, czy Wisła na wysokości Warszawy w ogóle przekroczy stany alarmowe.
Alarmowo jest na razie w górnych odcinkach rzek. Z ostatnich podglądów wynika na przykład, że w rejonie Bielska-Białej 10 czerwca spadło 32,33 mm deszczu, dwa dni później 14,5 cm, potem przez tydzień był spokój. 19 czerwca znów było deszczowo. Efekt: 41,4 mm - a to już możliwość uformowania się wspomnianej fali. Od tego czasu codziennie pada. 24 czerwca znów spadło 33,2 mm. - Na szczęście z mojej obserwacji wynika, że ten ośrodek przenosi się bardziej na wschód - mówi z nadzieją prof.