Latami wdrapywali się na szczyt i go zdobyli: stanowisko wicepremiera, ministerialne fotele, miejsca w radach nadzorczych spółek Skarbu Państwa, wielomilionowe dotacje i subwencje z budżetu. Nie dane im jednak było długo się tym cieszyć. W sierpniu 2007 r. koalicja z PiS i LPR rozpadła się, jesienią 2007 r. odbyły się przedterminowe wybory parlamentarne i Samoobrona opadła na dno. W 2005 r. zdobyła 1,2 mln głosów, dwa lata później już tylko 247 tys., a w tegorocznych eurowyborach – 107 tys. głosów. Taka jest miara klęski.
Teraz na politycznym marginesie partia Andrzeja Leppera liże rany. Toczy się debata wewnętrzna nad przyczynami porażek, ale ci odważni, którzy odpowiedzialnością chcieli obarczyć lidera Samoobrony, już z partii wylecieli. Bezpieczniej wskazywać innego winnego. – Jarosław Kaczyński najpierw wyniósł nas do władzy, a potem zniszczył – mówi jeden z działaczy Samoobrony. – Wypadliśmy z gry przez PiS.
Andrzej Lepper, pytany, z kim zawiązałby koalicję, gdyby dzisiaj był w parlamencie, odpowiada: – Ze wszystkimi poza Jarosławem Kaczyńskim.
Z PSL i SLD – bez problemu. Z Platformą Obywatelską – z lekkim wahaniem. – Ich liberalne hasła to przeszkoda – mówi Lepper. – Ale kiedy rządzą, liberalizm schowali głęboko, toż to już prawie socjaliści. Nawet z PiS możliwe byłoby współrządzenie, ale tylko wtedy, gdyby zmienili szefa partii.
Armia chudnie w oczach
Centrala partii mieści się w samym sercu stolicy, przy Alejach Jerozolimskich, niedaleko Nowego Światu, związek zawodowy rezyduje przy Marszałkowskiej.