Dwadzieścia lat temu Tadeusz Mazowiecki został pierwszym niekomunistycznym premierem Rzeczpospolitej po II wojnie światowej. Mamy więc za sobą dwie pełne dekady budowania nowego ustroju. Moment wydaje się niemal idealny, by przyjrzeć się temu, co stworzyliśmy. Raz na dwadzieścia lat warto chłodnym okiem, bez pychy, ale i bez złości, popatrzeć, jak to wszystko działa, i spytać, dlaczego jest tak kiepsko, skoro jest tak wspaniale.
Mam wrażenie, że po dwóch dekadach nieustannego reformowania i naprawiania wszystkiego stworzyliśmy świat, w którym więcej wynika z przypadku, nawarstwiających się błędów, kolejnych poprawek do poprawek, łat naszywanych na łaty oraz z częściowo zrealizowanych zamierzeń i mniej czy bardziej zgniłych kompromisów, niż ze świadomie i racjonalnie podjętych decyzji.
Czasem założenia reform były całkiem dobre, ale potem je rewidowano, doskonalono, aż powstał taki galimatias, że nikt już nie umie wyjaśnić, jaki jest sens istniejących rozwiązań, ale też nikt nie jest w stanie dokopać się do założycielskiego błędu, który odbiera skuteczność kolejnym próbom naprawy. Tak chyba jest na przykład z mediami publicznymi.
Czasem założenia były od początku fałszywe, ale jakoś daliśmy się do nich przekonać i zamiast je odrzucić, latami próbujemy ratować sytuacje drobnymi poprawkami. Tak chyba było z reformą oświaty, która powołała gimnazja i całą odpowiedzialność przeniosła na gminy. A czasem przyjmowaliśmy rozwiązania stanowiące część jakiegoś większego projektu społecznego, który później został zaniechany. Tak chyba jest z systemem finansowania zdrowia wprowadzonym przez rząd AWS-UW, który nieudolnie imituje mechanizm ubezpieczeniowy.
Ministerstwo Zdrowia przyznaje, że samo zbieranie i rozliczanie składek na ubezpieczenie zdrowotne może nas co roku kosztować nawet parę miliardów złotych.