Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Filozofia wina

Tadeusz Olszański znowu, staje się to jego specjalnością w naszej przyjaźni, całkowicie mnie zaskoczył. Mawiał Stefan Kisielewski, że „To nie sztuka zabić kruka, ale sztuka całkiem świeża, gołą d… siąść na jeża”. Zaiste, nie miał pojęcia, czego sięgnąć mogą geniusz ludzki i sztuka współczesna. Dopowiadam więc: „To nie sztuka siąść na jeża, w końcu d… jest od tego; ale sztuka niebywała, to tłumaczyć z węgierskiego”. A oto przetłumaczył Olszański z tego właśnie niepojętego języka dwie wspaniałe opowieści: Beli (po naszemu Albin) Hamvasa „Filozofia wina” i Sandora (po naszemu Aleksander) Maraia: „Rzecz o węgierskich winach”.

Oczywiście – na parterze chodzi o wino, na pierwszym piętrze już o jego metafizykę, na drugim jednak już o daleko więcej niż wino, chociaż bez wina nic nie zrozumiemy. Pisze Bela Hamvas, iż prymitywizmem jest dobieranie wina do dań. Kto naprawdę kocha wino, dobiera do niego obiad, a nie odwrotnie. Przywilej tego odwrócenia rzeczy przysługuje jednak tylko wtajemniczonym.

Historia wina obejmuje trzy okresy. „Okres pierwszy, metafizyczny, sięga czasu przed potopem, kiedy ludzkość nie znała jeszcze wina, to był dopiero sen, niejasne przeczucie. Zaraz po potopie Noe zasadził pierwszy szczep winorośli i tym samym rozpoczął się nowy etap w dziejach świata. Trzeci okres zaczyna się od przemiany wody w wino i to właśnie my żyjemy w tej epoce”. Wtajemniczony wie jednak, że owe trzy okresy są w gruncie rzeczy jednością. „Hen panta cinai, czyli wszystko jest jednością, a zatem wszystko jest we wszystkim”, czyli wszystko w winie.

„Most między pierwszym a ostatnim dniem życia – dopowiada Bela Hamvas – człowiek może przejść tylko w ekstazie.

Polityka 49.2013 (2936) z dnia 03.12.2013; Felietony; s. 118
Reklama