Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Wielki marsz

Za dawnych lat w Moskwie podczas pochodów pierwszomajowych, w rocznice rewolucji czy innych wielkich wydarzeń na murach mauzoleum zbierał się areopag starców i pozdrawiał lud zwiędłymi rączkami. Widowisko to wydawało się może komiczne niewtajemniczonym obserwatorom, dla kompetentnych sowietologów stanowiło jednak bezcenne źródło wiedzy. Kto stoi bliżej pierwszego sekretarza, kogo odsunięto o parę miejsc albo – o zgrozo – przestawiono do drugiego szeregu i kto wszedł na jego miejsce. Można było z tego wyczytać, nad kim zawisła niełaska, kto zaś, przeciwnie, jest in odore sanctitatis. Bezcenne informacje dla polityków i dyplomatów. Z tym że sprawa była tu względnie prosta. Wszystkie te roszady odbywały się w gronie kilkunastu członków biura politycznego, paru marszałków i ostatecznie kilku weteranów walk o szczęście ludzkości, jak nieśmiertelny na trybunie wąsaty kawalerzysta Siemion Budionny.

W styczniu 2015 r. stanęła Francja przed problemem nieskończenie bardziej skomplikowanym. Na wielką manifestację przeciw terroryzmowi zapowiedziało się otóż 810 vipów. Jak ich ustawić? Kto obok kogo, kto przed kim, a kto za kim? To ci dopiero składanka! W Polsce podołaliby jej tylko tacy wielcy znawcy protokołu jak Rajnold Przeździecki, ale zmarł w Lozannie w 1955 r., czy współcześnie ambasador Tomasz Orłowski. We Francji tak wytrawnych specjalistów najwidoczniej nie mają, więc poszło trochę na żywioł, wszelako i z niego da się niemało wyczytać.

W pierwszym rzędzie, pośrodku, prezydent Francji François Hollande. To oczywiste. Po jego lewej ręce, no właśnie – co ważniejsze Europa czy Niemcy?

Polityka 5.2015 (2994) z dnia 27.01.2015; Felietony; s. 88
Reklama