„Oczko mu się odlepiło, temu misiu” czy „Łubu dubu, łubu dubu, niech żyje nam prezes naszego klubu” - to wszystko oczywiście cytaty z "Misia". Gdyby jego reżyser, Stanisław Bareja, żył, 5 grudnia obchodziłby swoje 80. urodziny.
Że „Klient w krawacie jest mniej awanturujący się”, to na pewno Państwo już dobrze wiedzą. Ale jaki był sam Bareja? Na to pytanie najlepiej chyba odpowiadają jego filmy, ale nim do filmów dojdziemy, przedstawmy - w dużym skrócie - jego sylwetkę twórczą.
„Dzień dobry, cześć i czołem! Pytacie, skąd się wziąłem?”
Bareja wziął się z Warszawy. Pochodził co prawda z rodziny o bogatych tradycjach rzeźnicko-wędliniarskich, ale bardzo szybko się okazało, że od kręcenia mięsa woli kręcić filmy. Choć mięso i zakłady mięsne w jego późniejszych obrazach odgrywały rolę wcale niepoślednią.
. .
Dyplom na Wydziale Reżyserii łódzkiej filmówki obronił niestandardowo, bo dopiero w wieku 45 lat, prezentując wcześniejszy o ponad dekadę obraz „Mąż swojej żony” (ocena: dobry).
Jego życie było nieustannym zmaganiem się z cenzurą, bo jako "Król krzywego zwierciadła" (by przywołać tytuł jego biografii, która właśnie wyszła, nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka) bezlitośnie smagał biczem przewrotnego poczucia humoru PRL-owskie władze i absurdy tamtejszego okresu.