Na pierwszy rzut oka książki, których łączna objętość osiągnęła w grudniu minionego roku 3229 stron, budzą skojarzenia z „Harrym Potterem” – grube tomy w twardej oprawie z komputerowo narysowanymi głównymi bohaterami na okładce. Z pewnością Kosik – będący zresztą wydawcą własnych książek – wykorzystuje koniunkturę i choć „Felixom” daleko do nakładów „Potterów”, to średni wynik 30 tys. sprzedanych egzemplarzy każdego z tomów cyklu to – na polskim rynku – więcej niż dobrze.
Zarazem właśnie „Felix, Net i Nika” to najbardziej wyraźny znak, że dokonał się proces transformacji ustrojowej w rodzimej literaturze dla młodzieży. Bohaterowie uczą się w prywatnym gimnazjum im. Kuszmińskiego w centrum współczesnej Warszawy. Net Bielecki i Felix Polon to przedstawiciele potomstwa wykształconej klasy średniej – ich rodzice są cenionymi specjalistami (inżynier, informatyk, menedżer, artystka), mieszkają albo we własnym domu na Bielanach, albo w penthousie na szczycie śródmiejskiego apartamentowca.
Jeśli ktoś miałby tu pełnić rolę Harry’ego Pottera, to prędzej Nika Mickiewicz – ambitna sierotka wegetująca w małym mieszkanku na Pradze i ukrywająca śmierć swojego ojca, aby nie zabrano jej do domu dziecka, co przekreśliłoby szanse na kontynuowanie nauki w dobrej szkole. I choć u Niki ujawniają się czasem paranormalne zdolności, to ideą przewodnią cyklu Kosika, w odróżnieniu od Rowling, jest technologiczny racjonalizm, a nie magia. Przyczyną wszelkiego zła okazuje się zaś raz po raz zmutowany system sztucznej inteligencji imieniem Morten, a nie jacyś magiczni śmierciożercy i ich wódz Voldemort. Choć zdarzają się rzeczy niesamowite, to zazwyczaj mają swoje naukowe wyjaśnienie, jak to z zasady bywa w science fiction.