Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Rozmowa z reżyserem Jackiem Borcuchem

Jak dojrzewało "Wszystko co kocham"

Piotr Fotek / Reporter
„Wszystko co kocham" znalazło się wśród 25 najlepszych filmów – według publiczności - festiwalu w Rotterdamie. Reżyser Jacek Borcuch opowiada o tym co łączy jego produkcję z holenderskim miastem.

Ola Salwa: Siedzimy w Rotterdamie, gdzie film "Wszystko co kocham" został bardzo ciepło przyjęty przez publiczność. Obraz ten jest szczególnie związany z festiwalem...

Jacek Borcuch: Film związał się z festiwalem w Rotterdamie w okresie postprodukcji. Pierwszą wersję montażową pokazałem tu w 2009 roku w ramach programu "Work in progress". Te projekcje miały niebagatelny wpływ na ostateczny kształt filmu. Po powrocie siedziałem na montażu siedem miesięcy i próbowałem znaleźć równowagę miedzy tym, co chciałem pokazać w filmie, a uwagami, które usłyszałem od fachowców z zagranicy, czyli producentów, selekcjonerów z innych festiwali, dystrybutorów.

Co spodziewali się zobaczyć we „Wszystkim co kocham”?

Chcieli się jak najwięcej dowiedzieć o wydarzeniach w Polsce z lat 1981-1982. Nie rozumieli, gdy im tłumaczyłem, ze to nieistotne, czy akcja filmu dzieje się w Polsce, w Rosji, czy na Ukrainie. Czy jest stan wojenny, czy go nie ma. Dla nich to było ważne. Na początku bardzo się tym przejąłem, ale w końcu postanowiłem trzymać się swoich założeń Jednak bez tych rozmów wątki polityczne, i być może cały film, wyglądałyby inaczej. Rozmowa na temat nieukończonego jeszcze projektu to genialne doświadczenie. Dobrze było usłyszeć, czego ludzie oczekują od filmu, jak go sobie wyobrażają. To jest głos z zewnątrz, lepiej jest skonfrontować swoja wyobraźnię z innymi, zamiast udawać, ze jest się najważniejszym i najmądrzejszym. Nawet jeśli potem i tak zrobisz wszystko po swojemu, nigdy nie wiesz, co w głowie zostało ci z tych spotkań.

Czy jakiś pomysł wykorzystałeś?

Pojawił się niedosyt scen z główną bohaterka, Basia [którą gra Olga Frycz - przyp. red.], on zresztą trwa do dziś, choć w pierwszej wersji montażowej było tych scen o 40 proc. mniej.

W ciągu ostatniego roku film pojechał też na festiwale do azjatyckiego Pusan i amerykańskiego Sundance. Czy widzowie w tych miastach zwracali uwagę na inne elementy?

Nie, z grubsza na te same. Najwspanialsza widownia to ta, która czyta film tak jak ja chcę. Czyli widzi, że jest to film o wchodzeniu w życie, młodości: czasie cudownym, ale zarazem najkrótszym. Oni dostają w kinie nadzieję, wychodzą z niego z uśmiechem. Opowiedziałem tę historię wprost, jest w niej wiele przestrzeni, które można wypełnić samemu. Przecież nie chodzi o to, żeby śledzić banalne losy jakiegoś chłopca. To są losy każdego z nas, każdy przeżył młodość, pierwszą miłość, najwspanialsze chwile.

Zaskoczyła cię czyjaś reakcja?

Przede wszystkim to widzowie byli zaskoczeni - tym, że rzadko tak pięknie opowiada się o życiu. Pytali, czy to świadomy wybór, czy ja rzeczywiście tak postrzegam świat. Tu z kolei ja byłem zdziwiony, bo dla mnie to normalny punkt widzenia. Ktoś zapytał mnie, czy fakt, ze morze tak często pojawia się w filmie, jest jakąś metaforą. Ten widz nawet policzył, ile razy widział morze. Odpowiedziałem mu, że akcja dzieje się na Wybrzeżu i nie ma w tym nic więcej. Nie uprawiam metaforycznego kina, przynajmniej tak mi się wydaje. Wolę nie dopowiedzieć, niż powiedzieć za dużo. Zaskakuje mnie, gdy ludzie odczytują film w poprzek, szukaj drugiego, trzeciego dna, próbują tworzyć syntezę. Uważają, że to niemożliwe, że polityka jest w "Wszystko co kocham" nieważna. Nie wartościuje ich odbioru, po prostu go nie rozumiem. Co więcej, uważam, że nie ma sensu, by wszyscy robili takie same filmy, historyczne czy społeczne. Wielkość kina wynika z autorskiego spojrzenia.

Była starość w "Tulipanach" i młodość we "Wszystko co kocham". O czym będzie następny film?

Tym razem chce opowiedzieć historie, która będzie się działa współcześnie, w Europie Wschodniej. Zacznie się jak najpiękniejsza love story, aż tu nagle...

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną