Ewelina Kustra: – Dlaczego zdecydowała się pani na współpracę z Krzysztofem Warlikowskim?
Isabelle Huppert: – Podoba mi się sposób budowania przez Warlikowskiego świata scenicznego, styl pracy z aktorami, a także jego ogromne przywiązanie do estetyki. W jego spektaklach aktorzy świadomie posługują się ciałem, co daje efekt pożądania, zmysłowości.
Jakie przedstawienia Warlikowskiego widziała pani, zanim spotkaliście się na próbach „Tramwaju”?
Widziałam „Dybuka” – poznaliśmy się z Krzysztofem właśnie po tej premierze w Teatrze Bouffes du Nord w 2004 r. Potem obejrzałam jego sztuki wystawiane w Operze Paryskiej: „Ifigenię w Taurydzie”, „Parsifala”, „Króla Rogera”. Gdy oglądałam „(A)pollonię” w teatrze Chaillot, wiedzieliśmy już, że będziemy razem robić „Tramwaj” na podstawie dramatu Tennessee Williamsa.
Pani bohaterki są neurotyczne i zarazem pociągające. Po „Tramwaju” czułam się wyczerpana, podobnie jak po obejrzeniu filmu „Pianistka”, też z panią w roli głównej. Czy ten drenaż emocjonalny, którego doświadcza patrzący na panią widz, udziela się pani jako aktorce?
Kobiety, które gram, żyją intensywnie. Tak widzą je reżyserzy, ja mam podobną koncepcję – to wypadkowa spotęgowanych wizji szaleństwa, które na scenie lub w filmie stają się moim bezpośrednim udziałem. Tak zresztą określiłabym istotę aktorstwa. Dla publiczności to wyczerpujące emocjonalnie przeżycie, które mnie jako aktorce – przeciwnie – dodaje energii.