Picasso pozostawił po sobie tak gigantyczną i różnorodną spuściznę artystyczną, że sprytny kurator mógłby wymyślać z jego prac, co chwila i przez całe życie, nowe wystawy, a każdą na inny temat. Cztery lata temu w tejże samej Albertinie zorganizowano ekspozycję starającą się dowieść, że późna twórczość mistrza była swoistym „egzorcyzmowaniem śmierci” poprzez seks. Tym razem w podtytule wystawy znalazły się „Pokój i wolność”, co ma skierować uwagę widzów na ideowe zaangażowanie genialnego Hiszpana. Pomysł cokolwiek śmiały, bohater był bowiem znany z tego, że jedyne, w co się angażował, to własna praca i kariera oraz relacje damsko-męskie. Pytany przed II wojną światową, do jakiej partii należy, odpowiadał ze śmiechem: do partii Picassa. Miał jednak to szczęście, że dwa razy w życiu zrobił coś, co wykreowało jego wizerunek jako obrońcy uciśnionych, niestrudzonego piewcy pokoju i światowej sprawiedliwości.
Po raz pierwszy, oczywiście, malując w 1937 r. „Guernicę”. Nieżyczliwi mu uważali wprawdzie, że nie miał pomysłu na ekspozycję w hiszpańskim pawilonie na Expo i temat – jakkolwiek makabrycznie by to brzmiało – „spadł mu z nieba”. Przychylni zaś przypominali, że już na początku wieku, w tzw. okresie niebieskim swej twórczości, często malował ludzi pokrzywdzonych przez los: żebraków, ślepców, biedaków. Byłby to więc powrót, po okresie kubistycznego zafascynowania formą, do dawnej wrażliwości.
Co naprawdę działo się w duszy Picassa, tego już się nie dowiemy, choć trudno przypuszczać, by twórca był aż tak wyrachowany i przeliczał ofiary Guerniki na własną popularność.