Najwspanialszy z Trzech
Placido Domingo w kolekcji "Wirtuozi muzyki poważnej"
Pozostali z tenorowej Trójcy – nieżyjący już Luciano Pavarotti o potężnym głosie (i tuszy) i José Carreras, którego wzruszająca historia uleczenia z białaczki znana jest być może nawet szerzej niż jego walory głosowe – nie dorównywali Domingo pod wieloma względami. On jest – bo wciąż kontynuuje karierę – z nich najbardziej wszechstronny. A jego obecność na scenie wprost elektryzuje: takie są jego zdolności aktorskie, umiejętność wcielania się w rolę i skupiania uwagi publiczności.
Domingo jest prawdziwym pracoholikiem. Trudno wręcz zliczyć, ile ról śpiewał i na ilu scenach, włączywszy oczywiście te najważniejsze na świecie (w Polsce też zdarzyło mu się zaśpiewać kilka razy: w Katowicach, Wrocławiu oraz w teatrach w Warszawie i Łodzi). Miał w swym repertuarze pozycje najbardziej znane, brał też udział we wskrzeszeniu mnóstwa zapomnianych dzieł. Uczestniczył w nagraniach około stu oper na płyty audio i 54 w formacie wideo.
Skąd ta wszechstronność i jakość śpiewu i aktorstwa? Nie tylko z wrodzonych zdolności, ale i z przebywania wewnątrz teatru od najmłodszych lat. Urodził się w 1941 r. w Madrycie, ale gdy miał osiem lat, rodzice przenieśli się z nim i młodszą siostrą do Meksyku, gdzie założyli własną kompanię teatralną wystawiającą zarzuele – hiszpańską formę operetki (Domingo do dziś ma do nich słabość i czasem wykonuje ich fragmenty). Mały Plácido wcześnie więc zobaczył, na czym polega teatr muzyczny. Zaczął od dziecięcych ról, kiedy podrósł, śpiewał w chórze, dyrygował nim, prowadził orkiestrę od fortepianu – i oczywiście śpiewał solo.
Z czasem zaczął występować w innych kompaniach. Szybko zaczął zarabiać na życie – miał potrzeby, ponieważ bardzo wcześnie został ojcem; pierwsze małżeństwo nie trwało długo, ale muzyk poczuwał się do opieki materialnej nad dzieckiem.