Mateusz Kościukiewicz: młody gniewny
Mówi, że od zawsze nie mieścił się w sobie, przez co miał ze sobą spore problemy, a jeszcze większe problemy mieli z nim inni. Miniony rok pokazał, że to, co w życiu bywa przeszkodą, w sztuce może być wielkim atutem. 24-latek z Nowego Tomyśla, który nie może ukończyć krakowskiej PWST – po licznych przymusowych urlopach dziekańskich, które miały mu dać czas na przemyślenie stosunku do systemu edukacji, wciąż jest na trzecim roku studiów – został okrzyknięty aktorskim objawieniem.
A jego kariera mogła się zacząć jeszcze wcześniej. Podczas jednej z tych przymusowych przerw w studiowaniu pojechał do Francji. W Paryżu trafił na kurs aktorski oparty na metodzie Lee Strasberga i Carla Junga. Tam znalazło go zaproszenie na casting do roli Bogusia – obiektu fascynacji bohaterki „Tataraku” Andrzeja Wajdy. Poszedł nań prosto z drogi, niewyspany i rozbity, skończyło się na epizodycznej rólce jednego z chłopaków grających w brydża.
Ostatecznie w dużej roli zadebiutował przed rokiem, w filmie Jacka Borcucha „Wszystko, co kocham” – dość schematycznym, ale za to niezwykle klimatycznym obrazie o pokoleniowym buncie, z punk rockiem, stanem wojennym i pierwszą miłością w tle. Kościukiewicz zagrał w nim głównego bohatera, nastoletniego, wrażliwego Janka, który przechodzi przyspieszony kurs dojrzewania. Film został polskim kandydatem do Oscara. Po pokazach na festiwalu w amerykańskim Sundance Kościukiewicz oficjalnie został mianowany nowym dyżurnym młodym gniewnym kina, drugim Jamesem Deanem, Riverem Phenixem i Heathem Ledgerem: urodzony buntownik, tego się nie da zagrać, to trzeba mieć w sobie.