Do niedawna filmy o Harrym Potterze zajmowały aż sześć miejsc w pierwszej dwudziestce hitów wszech czasów. Za chwilę jeden z nich wypadnie. Jak to możliwe? Bo wypchnie go kolejny film z tej serii.
Najnowszy tytuł, „Harry Potter i insygnia śmierci”, podzielony został na dwie części. Pierwsza już weszła do kin i pobiła kilka kolejnych kasowych rekordów. Druga pojawi się latem 2011 r. I będzie to ostatnia część ostatniego odcinka sagi o Harrym Potterze. Skąd to wiemy? Bo jej autorka J.K. Rowling napisała stosowny liścik do Daniela Radcliffe’a, odtwórcy głównej roli. „Uznała, iż jestem na tyle dobry jako Harry Potter, że w nagrodę nie napisze już kolejnych książek z tego cyklu” – relacjonował angielski aktor. Czyli nie dość, że filmowa saga nie będzie miała kontynuacji bez niego, to także książkowa ma się zamknąć. Tak mocno Radcliffe skojarzył się ze swoją rolą.
Dla aktora to moment próby. „Harry Potter” to film megapopularny i bardziej kasowy niż „Gwiezdne wojny”. Jest też najdłuższą dziecięcą serią filmową ostatnich lat – Radcliffe w swojej roli pracuje dłużej niż Sean Connery jako Bond. Seria jest wydarzeniem bez precedensu także pod innym względem – jeszcze nigdy takich sił marketingowych nie włożono w wypromowanie nie jednego czy dwojga, ale całej grupy młodych aktorów. Teraz wszyscy ci ludzie będą mogli pokazać swoje prawdziwe, dojrzałe umiejętności w kinie dla dorosłych. Daniel Radcliffe jako pierwszy. Jego dotychczasowe życie to siedem epizodów jak siedem części „Harry’ego Pottera”.
1
Dziś Radcliffe wydaje się do roli Pottera za stary, ale przed pierwszym filmem mówiło się raczej, że jest za młody. Chociaż przyszedł na świat w rodzinie agenta literackiego i specjalistki od obsady w BBC, to jednak rodzice zarzekali się, że nie pchali go na castingi. Na dwa lata przed pierwszym Potterem zaliczył rolę młodego Davida Copperfielda (w produkcji BBC właśnie), dlatego na próbne zdjęcia do filmu „Harry Potter i kamień filozoficzny” Daniel, lat 11, nie musiał się zgłaszać sam, został zaproszony.
„Harry Potter odpowiada książkowym opisom. Niestety, jest tylko poprawny, a chwilami wręcz bezbarwny” – pisała POLITYKA po pierwszym filmie serii. Ale już przy trzecim chwaliliśmy Radcliffe’a. Podobnie reagowała reszta prasy. Sam Radcliffe na planie tracił głos, a tłumacząc, dlaczego podoba mu się ta rola, przyznawał się do własnych problemów: „Dobrze mi się gra kogoś, kto jest wielkim bohaterem, a zarazem ma pewne niedoskonałości, problemy z dziewczętami, z nauką”. Ludziom podobała się jego naturalność – szczególnie samej J.K. Rowling, co w tym wypadku było kluczowe.
Jego gaża za pierwszy film to skromne 250 tys. funtów. Skromnie, jeśli porównać z miliardowymi dochodami filmu, ale zawsze więcej niż typowe kieszonkowe dwunastolatka, bo tyle miał, gdy film wszedł do kin.
2
W okolicach części drugiej największym problemem był potężny trądzik Radcliffe’a, z którym makijażystki musiały się zmagać w garderobie. Za to życie na planie nauczyło go podchodzić do sprawy z dystansem: „Miały na to oddzielny budżet” – żartował. Znęcał się nad nimi, przychodząc ze sztucznymi bliznami i oszukując, że brał udział w bójce, płatał figle reszcie obsady i realizatorom filmu. Pewnie po to, by odreagować dwunastogodzinny dzień pracy na planie. Za to zarobił aż trzy miliony dolarów.
3
Gdy co złośliwsi widzowie śmiali się, że dojrzewanie Harry’ego Pottera oznacza naukę nowego zaklęcia: „Phallus erectus!”, obsada filmu (obok Radcliffe’a – Ron, czyli Rupert Grint, i Hermiona, czyli Emma Watson) naprawdę przechodziła przez burzliwy okres dojrzewania. „Między trzecim a piątym odcinkiem filmu napięcia seksualne na planie były sporym problemem” – mówił Radcliffe w „Esquire”. Producenci filmu „Harry Potter i więzień Azkabanu” w reż. Alfonso Cuaróna, najlepiej ocenianego przez krytyków z całej serii, dbali z kolei o edukację całej paczki. Zgodzili się nawet przesunąć pracę nad odcinkiem, żeby Radcliffe mógł spokojnie rozpocząć naukę w nowej szkole. Bo odtwórca roli Pottera uparcie chciał być jak typowy piętnastolatek, chociaż było mu coraz trudniej – to w reakcjach na film Cuaróna krytycy zaczęli zauważać, że młody Radcliffe przykłada się do swojej roli.
4
W okolicach części czwartej zagrał w „Grudniowych chłopcach” Roda Hardy’ego, pierwszym filmie, który nie należał do serii o Harrym. Recenzje były – trawestując Słonimskiego – dobre, ale nie beznadziejne. Film nie odniósł też większego sukcesu komercyjnego, a do Polski trafił na DVD. Za to gaża filmowa Radcliffe’a za kolejnego Pottera przekroczyła 11 mln dol., co dało mu jaką taką niezależność. Pieczę nad majątkiem sprawowali rodzice, w tym ojciec, który zmienił profesję i został agentem własnego syna.
Aktor zaczął trafiać na listy najbogatszych. „The Sun” wycenił go jako trzeciego najbardziej majętnego nastolatka w Wielkiej Brytanii – po księciu Harrym i Charlotte Church. Nie minął rok i awansował na miejsce drugie, a jego portret pędzla Stuarta Pearsona Wrighta zawisł w National Portrait Gallery. Jego podobizna trafiła też do muzeum figur woskowych Madame Tussaud. Jako szesnastolatek stracił dziewictwo. „To był dobry wiek” – uznał później. To zresztą prawie tak jak typowy Brytyjczyk, który przeżywa swój pierwszy raz w wieku lat 17.
5
Po nagraniu części piątej (2007 r.) skończył 18 lat i w końcu zyskał dostęp do tych wszystkich pieniędzy, które zarobił. Czyli – według ówczesnych danych „The Sunday Times” – już 20 mln funtów (prawie 100 mln zł). Zaczął też najwyraźniej dochodzić do wniosku, że wypadałoby przejąć pieczę nad własnym wizerunkiem. Idealną okazją był występ u boku Ricky’ego Gervaisa w serialu „Statyści”. Radcliffe wpadł tu na wizję w mundurku harcerza, wyrażał się wulgarnie, odpalając papierosa od papierosa, zaczepiał kobiety jak niewyżyty seksualnie nastolatek, nerwowo bawiąc się przy tym kiepsko dobranym atrybutem dorosłości – odpakowaną prezerwatywą. Ta idiotyczna rola pokazała jednak przy okazji, że ma dystans do Hogwartu.
Gazety ustawiły się w kolejce po wywiady z dorastającym gwiazdorem, a on podszedł do sprawy metodycznie. Zamiast chwalić się tym, że taki wyjątkowy, zaczął znów podkreślać, że jest całkiem zwyczajny. Przyznał, że cierpi na dyspraksję, czyli neurologiczne problemy z koordynacją ruchową (kiedyś ludzi z dyspraksją nazwano by po prostu „niezdarami”). Utrzymuje, że ci, którzy w szkole są „cool”, potem okazują się nudnymi ludźmi. Z nim – czytamy w podtekście – jest dokładnie odwrotnie.
6
Tu gruchnęła bomba. Przed nakręceniem części szóstej cyklu Radcliffe zagrał w sztuce „Equus”, najpierw na West Endzie, a potem Broadwayu – i tu, i tu na golasa. Sztuka mówi o erotycznej obsesji dotyczącej koni u młodego chłopaka i wymaga pełnej nagości. Zdjęcia z torsem Harry’ego obiegły więc cały świat, ale to, co poniżej torsu, ocenzurowano. Choć – jak stwierdzili producenci spektaklu po pierwszych próbach – aktor prezentował się świetnie.
Paparazzich zbierających się po każdym przedstawieniu Radcliffe wyprowadzał w pole, a potem incognito chodził na koncerty rockowe i festiwale jak typowy młody Anglik. Przyznał się też, że jest ateistą i uwielbia Richarda Dawkinsa, co – biorąc pod uwagę krytykę kościelną „Harry’ego Pottera” wśród amerykańskich ewangelików – mogło nie zostać dobrze odebrane przez widownię. „Już widzę, jak połowa Amerykanów nie idzie na film tylko ze względu na tę uwagę” – żartował w jednym z wywiadów. Podobno już po pierwszych wyskokach prasowych Radcliffe’a szefowie Warnera zastanawiali się nad nowym castingiem do roli Pottera, ale nic z tych pomysłów nie wyszło. Szósty odcinek serii zarobił prawie miliard dolarów i pobił kilka kolejnych kasowych rekordów, dając się wyprzedzić w 2009 r. tylko „Awatarowi”.
7
Po pracy nad częścią siódmą Radcliffe dał się przyłapać na paleniu jointa w czasie jakiegoś nowojorskiego przyjęcia, na którym podobno paradował z uśmiechem i mówił: „Lubię trawkę”. Skandal średniego kalibru, świadczący raczej o tym, jak trudno nakryć aktora na czymś naprawdę sensacyjnym. Prasa zauważyła, że wyluzował, ale on twierdził, że i tak gros czasu w ostatnich miesiącach zajmowała mu nauka tańca i śpiewu – bo wiedział, że w czasie, gdy grał w superprodukcjach, jego rówieśnicy chodzili do szkół aktorskich. A Radcliffe na komfort połączenia jednego z drugim nie mógł sobie pozwolić.
W 2011 r. po kolei będą wchodzić do kin filmy z jego udziałem. Najwcześniej, bo już w lutym, na Broadwayu odbędzie się premiera nowej wersji musicalu „How To Succeed in Business Without Really Trying”, czyli „Jak odnieść sukces w biznesie, szczególnie się nie starając”. Z Radcliffe’em w roli głównej. Potem „The Journey Is the Destination”, gdzie zagra postać rzeczywistą – angielskiego fotoreportera Dana Eldona, który zginął dokumentując amerykańską interwencję w Somalii. Jesienią wejdzie na ekrany „The Woman in Black” – film grozy z reaktywowanej wytwórni Hammer, w którym Radcliffe też zagrał główną rolę. A w 2012 r. aktor pojawi się w remake’u słynnego „Na Zachodzie bez zmian” na podstawie Ericha Marii Remarque’a.
„Gdybym zrobił teraz kolejny film fantasy, wszyscy by powiedzieli, że nawet się nie staram – tłumaczył aktor w „New York Timesie”. – A gdybym teraz przewrócił wszystko do góry nogami i zagrał dilera narkotyków, uznaliby, że staram się za bardzo”. W tych słowach da się wyczytać przyszłość Radcliffe’a. Jeśli ma przetrwać w tym biznesie, to dlatego, że stara się dokładnie w sam raz.