Kultura

Sztukmistrz z Bangkoku

Apichatpong Weerasethakul, tajski nowator kina

Apichatpong Weerasethakul. Tego nazwiska warto się nauczyć na pamięć (wiemy, łatwo nie będzie...) Apichatpong Weerasethakul. Tego nazwiska warto się nauczyć na pamięć (wiemy, łatwo nie będzie...) AFP
Apichatpong Weerasethakul − warto zapamiętać to trudne nazwisko. Tajski reżyser jest bowiem największym nowatorem współczesnego kina.
Kadr z filmu „Wujek Boonmee, który potrafi przywoływać swoje poprzednie wcielenia”.AFP Kadr z filmu „Wujek Boonmee, który potrafi przywoływać swoje poprzednie wcielenia”.

O 41-letnim artyście zrobiło się głośno pół roku temu, gdy odbierał najwyższe autorskie wyróżnienie, Złotą Palmę w Cannes, za tajemniczą baśń o reinkarnacji „Wujek Boonmee, który potrafi przywoływać swoje poprzednie wcielenia” (film wchodzi właśnie do kin studyjnych). Odważny werdykt, nagradzający eksperyment, będący częścią multimedialnego projektu Primitive, który składa się z instalacji wideo, filmów krótkometrażowych oraz poetyckiej książki, nie był pomyłką.

Reżyser obdarzony silną, charyzmatyczną osobowością, zbuntowany przeciwko kulturze masowej, doskonale orientujący się w najnowszych prądach artystycznych, od początku starał się narzucić swój własny styl. Jego twórczość, dobrze znana wytrawnej publiczności festiwalowej, nie opiera się na żadnej ogólnie przyjętej zachodniej konwencji, ale na grze skojarzeń, nieoczekiwanej zmianie tempa oraz estetyki. Przykładowo w czarno-białym, zacierającym granice między fabułą a dokumentem „Tajemniczym obiekcie w południe” dany jest tylko początek historii: chłopcem unieruchomionym na wózku inwalidzkim opiekuje się nauczycielka. Dalsze ich perypetie wymyślają i odgrywają napotkani przez realizatorów nieznajomi ludzie.

W „Chorobie tropikalnej” po 15-sekundowej ciszy, która nagle zapada w połowie filmu (co sprawia wrażenie, jakby zerwała się taśma), pojawia się napis z nowym tytułem i kontynuowana jest już całkiem inna opowieść, którą można uznać za odwrotność pierwszej. W „Świetle stulecia” oglądamy te same sytuacje zainscenizowane w szpitalu miejskim, tyle że przedstawione najpierw oczami lekarki, a potem lekarza (matki i zmarłego niedawno ojca artysty).

Polityka 04.2011 (2791) z dnia 21.01.2011; Kultura; s. 78
Oryginalny tytuł tekstu: "Sztukmistrz z Bangkoku"
Reklama