Tak naprawdę walka o te nagrody rozpoczyna się wiele lat wcześniej, już na etapie planowania przez studia budżetów na produkcję i marketing (ten drugi jest tu kluczowym składnikiem). Na niemal 12 miesięcy przed wręczeniem nagród, na forach internetowych odbywa się bardzo wstępna selekcja tytułów z oskarowym potencjałem. Wiosenne i letnie premiery weryfikują tą listę.
Kluczowym momentem, w nabierającym tempa wyścigu, jest odbywający się na przełomie lata i jesieni festiwal w Toronto. Tam najlepszy film wybiera publiczność.
CZYTAJ TAKŻE: Janusz Wróblewski o tegorocznym Festiwalu w Toronto >>
To w Kanadzie na faworytów w ostatnich latach wyrosły „American Beauty”, „Przyczajony tygrys, ukryty smok”, „Amelia”, „Slumdog – Milioner z ulicy”, w zeszłym roku „Hej, skarbie”, a w tym - „Jak zostać królem”. Po kanadyjskiej imprezie studia i dystrybutorzy już są pewni, w jakie tytuły warto inwestować i których aktorów trzeba przygotować do żmudnej i wyczerpującej kampanii.
W sumie niewiele różni się ona od walki o prezydenturę czy miejsce w Kongresie. Pomagają w tym takie same firmy public relations i lobbyści, którzy pracują w Waszyngtonie. Zaczyna się od tradycyjnego marketingu, czyli ogłoszeń typu „for your consideration” („ku twojej uwadze”) reklamujących film i role. Ale to dziś mniej istotny element machiny promocyjnej.
„Pod Oscara”
- Aktorzy, którzy znani są z tego, że jak ognia unikają mediów, nagle stają się pokorni i biegają od programu do programu, czy to telewizja śniadaniowa, Oprah, czy wieczorny talk-show Davida Lettermana.