Po co Polsce festiwal beethovenowski, skoro Beethoven nigdy naszego kraju nie odwiedził? – pytał niedawno któryś z krytyków. To jednak nie do końca prawda. Beethoven bywał na Śląsku. Częściej po dzisiejszej czeskiej stronie, np. w Cieplicach, gdzie spotkał się z Goethem, ale we wrześniu 1806 r. spędził trochę czasu w Oberglogau (dziś Głogówek w województwie opolskim) u hrabiego Franza von Oppersdorfa, któremu zadedykował IV Symfonię. Aż dziwne, że dopiero w 2008 r. wymyślono tu Głogówecki Festiwal im. Beethovena; istnieje więc jako drugi w kraju, choć w o wiele mniejszych rozmiarach.
Pieśni polskie
W twórczości Beethovena znajdziemy też polonica. Że polonezy, to nic dziwnego, wszak były modne w Europie przez parę wieków. Finałem Koncertu potrójnego jest „Rondo alla polacca”. Ale twórca „Ody do radości” opracował też dwie pieśni polskie, z zachowanym językiem oryginału! Znajdują się one w cyklu dokonanych przezeń opracowań pieśni różnych narodów i ani razu nie były na Wielkanocnym Festiwalu Beethovenowskim wykonane.
Być może dlatego, że naruszyłyby poprawność polityczną, ich teksty bowiem nieświadomie demaskują kilka polskich przywar naraz: antyfeminizm („Poszła baba po popiół/A diabeł ją utopił,/Ni popiołu, ni baby,/Jeno z baby dwie żaby”) oraz alkoholizm i antysemityzm („Oj, oj, upiłem się w karczmie,/wyspałem się w sieni,/a Żydki psiajuchy/kobiałkę mi wzieni”). Kompozytor mógł je poznać właśnie podczas wizyty w Głogówku.
Powiedzmy jednak, że w samej rzeczy niewielki to pretekst do stworzenia festiwalu beethovenowskiego i, przypomnijmy, że gdy powstawał w 1997 r., istniał powód o wiele ważniejszy. Dokładnie w 170-lecie śmierci kompozytora po raz pierwszy oficjalnie pokazano światu eksponaty ze zbiorów Pruskiej Biblioteki Państwowej z Berlina (obecnie Deutsche Staatsbibliothek), wśród których znajduje się wiele cennych rękopisów Beethovena, a które, na czas wojny schowane przez Niemców w Grüssau (Krzeszowie) i znalezione po wojnie przez Polaków, przechowywane są dziś w Bibliotece Jagiellońskiej.